17.12.2014

Rozdział 14

Madeline's POV

– Zwariowałeś. – Kręciłam przecząco głową, nie dowierzając.
Szczerze nie chciałam nigdzie wyjeżdżać. Może straciłam zmysły, ale wolałam zostać w Bradford, niż uciekać przed problemami. Obiecałam sobie, że będę walczyć, że będę silna. Dlatego, nie poddam się tak łatwo. Stawię czoło temu, co mnie męczy i przyciska do ściany od tak dawna.
Momentalnie się otrząsnęłam, a wystarczyło tylko zebrać w sobie siły. Wstałam z podłogi i wypięłam pierś przed siebie.
– Nie – powiedziałam stanowczo. – Nigdzie nie jadę.
Posłałam Calumowi mordercze spojrzenie, na co tylko wywrócił dramatycznie oczami. Westchnął ciężko, wyraźnie przygotowując się do kolejnej próby przekonania mnie. Oczywiście, mógł błagać i prosić, ale zamierzałam pozostać nieugięta.
Bezzwłocznie chciałam opuścić ten pokój i wyjść, żeby znaleźć Zayna. Mógł wciąż być ranny, a tego nie chciałam. Byłam głupia i zrozumiałam to trochę za późno, ale nigdy nie jest za późno, żeby naprawić błędy.
Ruszyłam w stronę drzwi. W połowie drogi, zatrzymała mnie silna ręka.
– Czekaj. Po co do niego wracasz?
– Możesz już przestać czytać mi w myślach. Zwalniam cię ze służby.
Wyrwałam się z jego uścisku, po czym puściłam się biegiem, bo inaczej znowu ktoś mógłby mi przeszkodzić. Kiedy przekraczałam próg domu, Ashton krzyknął, że mam wracać, ale jedynie zaśmiałam się pod nosem i pobiegłam dalej. Pozostawał mi jeden problem: nie miałam jak się przemieszczać po mieście. Nie zajęło mi długo wymyślenie kilku sposobów, lecz jeden z nich był nieco ryzykowny, choć najbardziej skuteczny.
Z przyjaciół Zayna miałam numer tylko do jednego. Po krótkim zastanowieniu, sięgnęłam po telefon i przedzwoniłam do Nialla. W międzyczasie, szłam przez miasto, chcąc odejść jak najdalej od kryjówki brata i jego bandy. Wiecznie trzymali mnie na smyczy, nie dając prawa głosu, co na prawdę zaczynało męczyć i działać na nerwy. Na szczęście, wzięłam sprawy w swoje ręce.
– Halo? – odezwał się zachrypnięty głos w słuchawce.
– Niall? To ja, Madeline. – Nie mogłam wymyślić bardziej bezsensownego wstępu. – Przyjedziesz po mnie i zawieziesz do Zayna?
Ugryzłam się w język dopiero po wypowiedzeniu tych absurdalnych słów. Mogłam jedynie liczyć na cud, bo już nic innego mi nie zostało. Ku mojemu zaskoczeniu, chłopak nie warczał, ani nie wzdychał. Za to, odpowiedział krótko i treściwie.
– Czekaj tam gdzie jesteś. Już po ciebie jadę.
Nie dając mi dojść do słowa, rozłączył się pospiesznie.
Skąd on, do jasnej cholery, wiedział gdzie jestem?
Mogłam się zastanawiać, ale wyraził się jasno, więc czekałam. Usiadłam na pobliskiej ławce i wypatrywałam jego czarnego, sportowego auta.
Mijały minuty, a po ulicy przejechały tylko dwa samochody średniej klasy. Rzecz jasna, żaden z nich nie należał do blondyna, a ja wciąż siedziałam jak idiotka. Powoli zaczynałam wątpić w prawdziwość jego słów. Bo niby z jakiej racji miałby po mnie przyjechać? Nie był szoferem na każde moje zawołanie. Z tego co zdążyłam się o nim dowiedzieć to to, że bardzo lubił się bawić i równie dobrze mógł mnie po prostu wykiwać.
Westchnęłam ciężko.
Dam mu jeszcze dwie minuty, a potem poszukam innego wyjścia, myślałam.
Szczerze zaskoczona, podziwiałam potężny motor, nadjeżdżający z oddali. Jego właściciel zatrzymał się tuż przede mną, nie wyłączając silnika. Maszyna lśniła samoistnym blaskiem, ozdobiona pięknym, czarnym lakierem. Każda część, która nie byłą czarna, błyszczała srebrem. Prowadzący motor Niall także wyglądał genialnie. Mimo spalin, czułam zapach jego nowiutkiej, skórzanej kurtki.
Podziwiałam go tak, siedząc z otwartymi ustami. Przyłapałam się na tym dopiero po chwili i natychmiast je zamknęłam.
– Zapraszam. – Blondyn wyszczerzył zęby, zaraz po zdjęciu kasku.
Posłusznie, lecz chwiejnym krokiem, podeszłam i zajęłam miejsce tuż za nim. Podał mi kask, a gdy już go założyłam, chwycił mnie za nadgarstki i splótł moje dłonie na swoim brzuchu. Wzmocniłam uścisk, w obawie przed skręceniem karku.
Motor ruszył gwałtownie, przez co moje serce zaczęło bić szybciej. Nie umknęło to uwadze Nialla; patrząc w lusterko, posłał mi lekki uśmiech.
Chciałam wtulić twarz w jego plecy, ale kask bardzo ograniczał ruchy, a głowa niekontrolowanie latała mi w przód i w tył. Jechaliśmy z zawrotną prędkością, kompletnie nie zważając na przepisy i ograniczenia w terenie zabudowanym. Nie byłam w stanie nawet przyjrzeć się okolicy, przez którą jechaliśmy, gdyż obraz rozmazywał się tylko w kolorowe, poziome linie. Tak czy inaczej, do celu dojechaliśmy szybciej, niż mogłam przewidzieć.
Próbowałam zejść z siedzenia, ale uda mi jakby zastygły, niezdolne do jakichkolwiek ruchów. Udało mi się to dopiero za pomocą mocnych ramion chłopaka. Po zejściu na ziemię, kolana wciąż mi drżały, toteż wspierałam się ręki Nialla, żeby nie wylądować twarzą na betonie. Zaprowadził mnie do jakiegoś bloku, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Po długiej wspinaczce po schodach, weszliśmy do mieszkania na piątym piętrze.
– Nie ma tu windy? – wysapałam zadyszana.
– Jest, ale ruch to zdrowie.
Wydałam z siebie jęk cierpienia, a ramiona opadły mi bezwiednie wzdłuż ciała.
– Nie znoszę cię – wycedziłam przez zęby niemal bezgłośnie.


Zayn's POV*

Trzaśnięcie drzwi zwiastowało przybycie Nialla, na którego czekałem już dostatecznie długo. Obiecał, że pójdzie tylko do sklepu, znajdującego się po drugiej stronie ulicy, a nie było go jakieś dobre czterdzieści minut.
Wszedł do salonu, gdzie leżałem na kanapie, trzymając w ręce kask. Natychmiast posłałem mu mordercze spojrzenie, chociaż miałem ogromną ochotę walnąć go w twarz, ale nie mogłem przez ranę, zdobiącą moje ramię. Na szczęście była to teraz pusta dziura, gdyż Harry zręcznie wyciągnął z niej kulę, którą wycelował we mnie durny Michael Clifford.
Chwilę później, gdy blondyn wszedł głębiej pokoju, dostrzegłem drobną postać, kulącą się za jego plecami. Włosy, którymi zasłaniała twarz, rozpoznałbym wszędzie i o każdej porze. Na jej widok, od razu napiąłem mięśnie, błagając w myślach, żeby tylko podeszła bliżej.
Moje modły natychmiast zostały wysłuchane – dziewczyna uklękła przy kanapie, chwytając moją dłoń. Oparła głowę na mojej piersi, jakby wsłuchując się w bicie serca.
– Przepraszam – wyszeptała płaczliwym tonem.
– No co ty, nie masz za co. – Uśmiechnąłem się mimowolnie.
– Muszę ci coś powiedzieć. – Przygryzła dolną wargę.
Popatrzyłem znacząco w stronę Nialla, a ten od bezzwłocznie opuścił pokój, zostawiając nas samych. Ponownie wlepiłem wzrok w dziewczynę. Miała smutne oczy, w których niegdyś skakały wesołe iskierki.
Czekałem na to, co ma mi do powiedzenia. Nie miałem zielonego pojęcia czego się spodziewać. W końcu, westchnęła, po czym zaczęła mówić. Oczywiście, nie mogło obejść się bez długiego i zawiłego wstępu.
– Już nie wiem co mam robić. Wszyscy chcą ode mnie czegoś innego, a przecież nie jestem w stanie się rozdwoić. Ty chcesz, żebym została z tobą, a Ashton woli, żebym się do ciebie nie zbliżała. Wiem, że mam absurdalne marzenie, ale chciałabym być z wami w tym samym czasie. Na dodatek, dostałam tajemniczy list od ojca i nie mam pojęcia jakie ma przesłanie. Sama nigdy tego nie rozgryzę, a pomoc ze strony brata jest niewielka. Ty nie dasz rady mi z tym pomóc, ale...
– Jezu, przestań gadać. – Zakryłem jej usta dłonią, bo już po drugim zdaniu zgubiłem się w sensie tej wypowiedzi. – Zacznijmy od tego, że nie mam najmniejszej ochoty tego słuchać. Jestem na ciebie wściekły.
– Na mnie?! To ja powinnam być zła na ciebie! Bezczelnie mnie porywasz, mieszasz mi w głowie jakimiś pocałunkami i teraz jesteś wściekły?! Dlaczego ja nie jestem?!
– Tylko po co ty tyle mówisz? To i tak nie ma żadnego sensu.
Wciąż osłabiony, podparłem się łokciami, żeby móc zbliżyć twarz do jej twarzy. Odruchowo zacisnęła usta, formując je w cienką linię, ale to nie powstrzymało mnie przed pocałowaniem jej. Tak jak przypuszczałem, natychmiast wydęła wargi, dając mi zielone światło.
Zdecydowanie za dużo gadała.
– Zaraz i tak ode mnie uciekniesz – powiedziałem, gdy pozwoliłem jej nabrać powietrza.


Calum's POV*

Nie goniłem jej, bo wiedziałem, że i tak by spitoliła. Pozostało mi zejść na dół, do salonu; nie chciałem siedzieć sam. Czułem się jeszcze bardziej samotny, niż zwykle, ale to chyba normalne, gdy zostaniesz odrzucony? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie, bo nigdy wcześniej nikt nie dał mi kosza. Może dlatego, że nigdy nie zabiegałem o czyjeś względy.
– Ale z ciebie idiota – skarciłem sam siebie.
Ashton wylegiwał się na kanapie, tępo gapiąc się w telewizor. Najwyraźniej także nie przejął się ucieczką siostry.
Usiadłem na fotelu, żeby dotrzymać chłopakowi towarzystwa. Ten westchnął ciężko i popatrzył na mnie.
– Jesteś na nią zły? – zapytałem.
– Nie. Już nie będę jej więzić. – W jego oczach dostrzegłem, ledwo widoczny, cień smutku. – Postanowiłem dać jej wolną rękę. Niech najpierw odnajdzie siebie.
Z jednej strony rozumiałem, że wiecznie uciekała od wszystkich i od swoich problemów. Jednak z drugiej strony, bez przerwy dawała nam w kość. Razem z Ashtonem, martwimy się o nią niemal cały czas, a ona nieświadomie pogrywa z naszymi uczuciami. Jasne dlaczego Irwin odpuścił – miał dość niańczenia dorosłej siostry, zachowującej się jak małe dziecko.
– Więc pozwalasz jej być z nim?
– Tak – nie zawahał się nad odpowiedzią. – W końcu i tak zrozumie jak wielki błąd popełniła.


*

Tadam!
Wracamy:)

Pewnie większość z Was już nie będzie zainteresowana dalszymi rozdziałami pokręconej Madeline, ale piszę, a nóż ktoś się ucieszy z mojego powrotu x
Informuję te same osoby. Jeśli chcecie zrezygnować – piszcie.