28.06.2014

Rozdział 10

Zayn's POV*

Nieudane poszukiwania sprawiły, że miałem na prawdę podły humor. W drodze do szkoły, towarzyszył mi jedynie deszcz. Nie miałem pewności, że tam ją znajdę, ale zawsze warto było spróbować.
Zanim wszedłem do klasy, wziąłem głęboki wdech. Po przekroczeniu progu, od razu spojrzałem na ławkę, w której zazwyczaj siedziała Madeline. Gdy ją zobaczyłem, poczułem ulgę, którą po chwili zastąpiło zdenerwowanie. Jakby nigdy nic, zająłem swoje miejsce z tyłu klasy. Kilka par oczu zwróciło się w moją stronę, ale ona nawet nie zauważyła, że przyszedłem. Postanowiłem zaczepić ją dopiero po lekcji.
Przez całe czterdzieści pięć minut gapiłem się na jej brązowe włosy. Kiedy tylko zadzwonił dzwonek, zerwałem się z krzesła i wybiegłem z klasy. Oparłem się o ścianę i czekałem chwilę, zanim złapałem Mad za rękę i pociągnąłem za sobą. O dziwo, poszło łatwo, w ogóle nie stawiała oporu.
Zaprowadziłem ją na tył szkoły i dopiero wtedy mogłem przyjrzeć się jej uważniej. Miała podkrążone oczy i niedokładnie wyczesane włosy, przez co wyglądała dość niechlujnie. Szczerze zdziwił mnie ten widok.
- Co się z tobą stało? - zapytałem.
- Zostałam porwana - odparła, posyłając mi mordercze spojrzenie.
Wtedy obudził się w niej demon. Wyszarpnęła rękę z mojego uścisku i zacisnęła dłonie w pięści. Przybrała na prawdę groźną minę, jak nigdy wcześniej. Bez wahania uderzyła mnie pięścią w twarz. Nie mogąc uwierzyć, że to zrobiła, stałem jak słup soli, trzymając się za piekący policzek. Mimo bólu, nie miałem ochoty się jej odpłacić; poczułem, że na to zasłużyłem. Wymierzała we mnie kolejny cios, ale zdążyłem ją powstrzymać, łapiąc mocno za nadgarstki, które momentalnie posiniały. Nie chciałem sprawiać jej bólu, więc zluźniłem uścisk, ale nie puściłem. Dziewczyna nagle złagodniała, znowu wyglądała niewinnie jak wcześniej. Zanim pomyślałem, nachyliłem się nad nią, żeby złożyć na jej ustach pocałunek. Brak protestu uznałem za zielone światło. Wtedy, pierwszy raz w życiu, serce zabiło mi szybciej, z innego powodu, niż przypływ adrenaliny.
- Pewnie mi nie uwierzysz - powiedziałem, zaraz po tym jak się od siebie oddaliliśmy. - Kocham cię.
Widziałem wyraźne zdziwienie w jej oczach, ale także wypieki na policzkach. Uniosłem kąciki ust ku górze. Cholera, dawno tego nie robiłem.


Madeline's POV*

Weszłam do domu, wciąż nie wierząc w to co się stało. Miałam wrażenie, że byłam w bardzo realistycznym śnie, z którego nie mogłam się wybudzić.
Nie miałam ochoty na nic do jedzenia, więc od razu poszłam do pokoju. Rzuciłam torbę w kąt, po czym położyłam się na łóżku i wlepiłam wzrok w sufit. Mimowolnie dotknęłam ust, przypominając sobie o pocałunku. Słowa wypowiedziane przez niego były dla mnie absurdalne.
Nagle usłyszałam jak ktoś wszedł do pokoju. Usiadłam, żeby móc zobaczyć kto mnie odwiedził. To mała Lily. Siostra usiadła obok mnie.
- Wiem, że nie chciałaś o tym gadać - zaczęła. - Ale możesz mi powiedzieć gdzie byłaś?
- Kochanie - odparłam, obejmując ją ramieniem. - Nie chcę cię w to mieszać. Mama uszanowała to, że nie chcę o tym mówić, co było dość dziwne. Proszę cię, zrób to samo.
- Ale to coś strasznego?
Pokręciłam przecząco głową; za wszelką cenę nie mogłam mieszać w to młodszej siostry. Rozumiem, że chciała wiedzieć, ale obiecałam sobie, że nigdy nie obarczę jej moimi problemami.
Skinęła głową, po czym odeszła bez słowa. Wiedziałam, że tak będzie dla niej lepiej. Wolałam, żeby była na mnie obrażona, niż wplątana w tak poważne sprawy.

W nocy miałam problem z zaśnięciem. Leżałam bezczynnie, gapiąc się w ciemną ścianę. Wciąż nie mogłam się otrząsnąć. To przecież nie mogło na prawdę mieć miejsca.
Nagle usłyszałam przerażające stukanie. Zapewne mi się zdawało, byłam już przewrażliwiona, a przynajmniej tak myślałam. Jednak irytujący dźwięk nie ustawał. Rozejrzałam się po pokoju, ale nie zobaczyłam niczego nadzwyczajnego. Dopiero po chwili zauważyłam, że okno samo się otwiera. Zaciągnęłam kołdrę na szyję, jakby to miało mnie ochronić przed wszelkim złem, i wstrzymałam oddech. Z parapetu na podłogę zeskoczyła mroczna postać, ale nie wiedzieć czemu, nie bałam się, wiedziałam kto to. Zayn ściągnął kaptur, po czym także zdjął buty. Kiedy wchodził pod moją kołdrę, zastygłam w miejscu. Na chwilę dosłownie zapomniałam o wszystkich złych rzeczach, które mnie przy nim spotkały i nie miałam zamiaru tego dłużej rozpamiętywać.
- Hej - szepnął mi do ucha, co wywołało u mnie dreszcze na całym ciele.
Położył dłoń na moim biodrze i przysunął do siebie. Wtedy, sama nie wiedziałam dlaczego, poczułam się bezpiecznie.
- Zrozumiałem coś - mówił aksamitnym szeptem. - Przy tobie się zmieniam na lepsze.Te słowa sprawiły, że poczułam się jakbym zrobiła coś na prawdę dobrego. Wcześniej, ten człowiek mnie przerażał, a teraz, nagle stał się potulny jak baranek; wolałam go właśnie w takiej wersji.
Czułam jak palcami przeczesywał moje włosy, co automatycznie mnie usypiało.
Mogłabym tak trwać wiecznie.
Nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam.

Z samego rana, obudziłam się, a obok mnie nikogo nie było. Na podłodze nie leżały buty, a okno było zamknięte. Zaczęłam się zastanawiać, czy to co miało miejsce w nocy, nie było jedynie wytworem mojej wyobraźni. Wtem przypomniałam sobie usta Zayna tuż na moich; to na pewno zdarzyło się na prawdę.
Dopiero po chwili, wstałam z łóżka i poszłam na śniadanie. Przy stole zastałam Ashtona; wyglądał na wściekłego.
- Dzień dobry - powiedziałam pogodnie.
Cisza.
Wzięłam z szafki miskę, po czym zajęłam miejsce na przeciwko brata. Nasypałam płatków do naczynia, bacznie obserwując Ashtona.
- Co się stało? - zapytałam.
- Nic - warknął w odpowiedzi.
Bez żadnych więcej słów, wstał od stołu i poszedł na górę.
Nie miałam pojęcia o co mu chodziło, ale postanowiłam zająć się tym nieco później. Zjadłam spokojnie śniadanie i po przygotowaniu się, wyszłam z domu. Tam, ujrzałam znajomy samochód, a za kierownicą siedział Zayn. Nie byłam pewna czy mam zająć miejsce po stronie pasażera, ale chłopak wyszczerzył zęby i zachęcił mnie ruchem ręki. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak pogodnego. W końcu zdecydowałam się wsiąść do auta. Tam chłopak przelotnie pocałował mnie w policzek, po czym odpalił silnik. 
Po kilkunastu minutach przyjechaliśmy na szkolny parking. Gdy wysiadałam z samochodu, wszystkie oczy były zwrócone w moją stronę. Zawstydzona, wlepiłam wzrok w czubki swoich butów. Kiedy poczułam na swoim biodrze dłoń Zayna, poczułam się pewniej.


Zayn's POV*

Gdy wchodziliśmy do szkoły, czułem na sobie wzrok kilkunastu par oczu, co dawało mi satysfakcję, choć nie wiedziałem dlaczego. Przyciągnąłem Madeline jeszcze bliżej siebie, przez co czułem się jak król całego świata. Kiedy miałem ją przy sobie nie potrzebowałem już nikogo innego.
Nawet nie zauważyłem, kiedy to wszystko się wydarzyło. Spojrzałem na nią i nie mogłem uwierzyć, że spotkało mnie takie szczęście. Postanowiłem sobie, że tym razem będę dla niej dobry i będę ją traktować tak jak należy. 
Nagle z zamyślenia wyrwała mnie twarz wroga. Na końcu korytarza, zobaczyłem Luke'a i Caluma z gangu Ashtona. Oboje wytrzeszczali oczy, co wywołało u mnie złośliwy uśmiech; niech gnojki płaczą. Ponownie zerknąłem w stronę dziewczyny i dostrzegłem na jej twarzy cień smutku. Wsunąłem dłoń do tylnej kieszeni jej spodni - od razu się otrząsnęła. Popatrzyła na mnie, więc pocałowałem ją w czoło, żeby choć przez chwilę poczuła się przy mnie bezpieczna.


Madeline's POV*

Dostrzegłam na twarzy Caluma nie tylko zaskoczenie, ale też coś jakby... rozczarowanie? Wtedy się zmartwiłam. Nie tylko Ashton mnie znienawidzi, ale także on... Nie chciałam nikogo ranić, a w takiej sytuacji na pewno nie mogłam zadowolić każdego. Zaczęłam poważnie się zastanawiać nad tym wszystkim, ale przeszkodziła mi w tym dłoń Zayna, wędrująca po moim tyłku. Całował mnie delikatnie, ale w jego oczach widziałam coś dziwnego i nie miałam pojęcia co to było, ani jak to nazwać. 

Po szkole, Zayn jak szofer odwiózł mnie do domu. Chciałam już wejść do środka i miałam nadzieję, że zastanę tam Ashtona. Niestety nie siedział ani w kuchni, ani w salonie. Postanowiłam więc zapukać do jego pokoju. Słyszałam dobiegającą stamtąd muzykę, więc byłam pewna, że znajdę tam brata. Nieśmiało nacisnęłam klamkę; chłopak leżał na łóżku, a w uszach miał słuchawki. Bez wahania usiadłam obok niego, gdyż koniecznie musieliśmy porozmawiać. Na mój widok, od razu wyłączył swój odtwarzacz MP3 i przeszedł do pozycji siedzącej. 
- Co jest, Mad? - zapytał.
- A co działo się z tobą rano? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Ten momentalnie, spuścił głowę i spojrzał na swoje dłonie. Wiedziałam, że coś ukrywał i wcale nie chciał się tym ze mną podzielić.
- O co chodzi? - spróbowałam ponownie.
- Nie interesuj się - warknął, po czym wstał z łóżka i podszedł do biurka.
Jak cień, podążyłam za nim. Skrzyżowałam ręce na piersi, oczekując prawdziwej odpowiedzi. On dobrze wiedział, że nie odpuszczę tak łatwo. Oparł się o blat i westchnął ciężko.
- Słuchaj - zaczął. - Nie chcę cię w to mieszać.
- Już i tak jestem zamieszana. Nie krępuj się.
- Znalazłem coś wczoraj.
Zaintrygował mnie, mimo że nie wiedziałam z czym to coś miało związek.
- Co to takiego? - dopytywałam. 
Nic nie odpowiedział, a zamiast tego, zaczął grzebać w szufladzie biurka. Po chwili wyciągnął z niej kopertę, na której widniał napis "Ashton i Madeline". Bez wahania, wyrwałam ją z ręki brata i wyszłam z pokoju. Chciałam w spokoju zobaczyć co jest w środku, ale Ashton stwierdził, że musi mi towarzyszyć. Usiadłam na podłodze w swoim pokoju, a on na przeciwko mnie. Trzęsła mi się ręka, więc z otwarciem koperty miałam pewne trudności, lecz w końcu się udało. W środku znalazłam list. 

Drogie dzieci,
mam nadzieję, że dostaniecie ten list tuż po mojej śmierci. Chciałbym Wam wyjaśnić kilka rzeczy i liczę na wasze zrozumienie. Nie chciałem od Was odchodzić, ale sprawy tak się ułożyły, że nie było innej opcji. Proszę, nie wplątujcie w to Lily, jest jeszcze za mała. Chodzi o to, że...

W tym momencie list się kończy. Wytrzeszczyłam oczy i szukałam dalszej części lub czegokolwiek, z czego dowiedziałabym się więcej. Niestety nic takiego nie znalazłam; czułam niedosyt.
- Co to, do cholery, jest?! - wrzasnęłam.
Ashton w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami. Najwyraźniej nie tylko on nie wiedział co jest grane. Problem w tym, że nie wiedziałam jakim sposobem mogę poznać resztę listu.


/Curly Angel

11.06.2014

Rozdział 9

Madeline's POV*

Siedziałam samotnie w pokoju, do którego zaprowadził mnie Zayn. Nie było w nim zbyt wiele mebli, jedynie łóżko i stara szafa. Popatrzyłam przez okno, rozciągało się tam tylko pole i żadnej żywej duszy. Usiadłam na podłodze, czekając na wybawienie.
Nagle ktoś nacisnął klamkę; Zayn wszedł do pokoju, trzymając w ręku puszkę. Zbliżył się i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Trzymaj - powiedział, podając mi gazowany napój.
Wzięłam go, lecz wcale nie czułam pragnienia. Odłożyłam puszkę na parapet i patrzyłam z dołu na chłopaka. Nie wyglądał na wściekłego, właściwie, jego twarz nie pokazywała żadnych emocji. Póki co, postanowiłam sobie odpuścić prowokowanie go; dla własnego bezpieczeństwa.
- Jadę z chłopakami do miasta - oznajmił. - Zamykam drzwi, więc nic nie kombinuj.
- Jasne, szefie - odparłam sarkastycznie.
Posłał mi groźne spojrzenie, ale nic nie odpowiedział; wyszedł. Usłyszałam tylko jak przekręca klucz i schodzi po schodach. Chwilę później zobaczyłam samochód, odjeżdżający w stronę centrum; odetchnęłam z ulgą. Położyłam się na łóżku, ale zaraz potem z niego zeszłam, gdyż nie pachniało zbyt atrakcyjnie. Kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Usiadłam na środku pokoju i popatrzyłam na sufit. Zwisał z niego tylko jeden kabel, zakończony wejściem na żarówkę. Zastanawiałam się czy Ashton po mnie wróci, czy może postanowił sobie odpuścić.
Tak bardzo go potrzebuję...


Calum's POV*

Siedziałem na kanapie, zakrywając twarz dłońmi; nie miałem ochoty na nikogo patrzeć, a tym bardziej rozmawiać. Nie mogłem uwierzyć w to, co się wydarzyło. Jak można być taką ofiarą losu jak ja? Tylko ja potrafiłem spieprzyć całą akcję. Zadręczałem się tym cały dzień i nie miałem pojęcia co robić dalej. Czułem się jakby czas stanął w miejscu, co wcale nie pomagało.
- Co robisz? - usłyszałem nagle głos Ashtona.
- Siedzę - wycedziłem przez zęby.
- To wstawaj, bo idziemy po Madeline.
- Nie mam ochoty na żarty.
- Dobrze, więc idę sam - powiedział, po czym ruszył w stronę drzwi.
- Czekaj - zatrzymałem go w połowie drogi. - Co ty gadasz?
- Wiem gdzie jest i mam pomysł jak ją stamtąd zabrać.
Nie musiał powtarzać; wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do jego auta. Nie wiedziałam co planował, ale ufałem mu. Nie wiedziałem jednak dlaczego nie zabrali się z nami Luke i Michael.
Włączyłem radio, żeby chociaż trochę umilić nam tę podróż. Patrzyłem przez okno, rozmyślając. Chciałbym móc ją przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, a nawet nie wiedziałem czy jeszcze żyje.
- Luke mnie powiadomił, że Malik i spółka pojechali załatwiać swoje sprawy - oznajmił nagle Ashton, odpowiadając na pytanie, którego nie zadałem. - To nasza jedyna szansa.
Przytaknąłem, a po tych słowach poczułem się nieco pewniej. Wierzyłem, że tym razem nam się uda.
Kiedy dojechaliśmy do domu, gdzie była Madeline, wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy w stronę budynku.
- Rzucaj kamieniami w okno - polecił Ash. - Ja pójdę do innego.
Stanąłem przy ścianie i popatrzyłem w górę.
Jak, do cholery, mamy ją ściągnąć z takiej wysokości?
Chwyciłem niewielki kamyk i cisnąłem nim w szybę.
Cisza.
Wziąłem kolejne dwa i powtórzyłem czynność. Wtedy usłyszałem coś, poza stukaniem w okno.
Zobaczyłem przerażoną twarz dziewczyny. Od razu zacząłem do niej machać, a ta otworzyła okno bez problemu. Spodziewałem się, że będzie zamknięte.
- Calum! - pisnęła.
- Jestem tu! - odpowiedziałem. - Chodź do mnie.
- Jak?
- Ashton! - postanowiłem zawołać przyjaciela. - Znalazłem!
Po kilku sekundach, Ashton wybiegł zza domu. Kiedy zobaczył siostrę, na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech.
- Mad, skacz! - rozkazał, wyciągając ręce w jej stronę.
- Zwariowałeś? - odparła.
- Nie masz wyboru - dodałem.
Nawet z tak dużej odległości widziałem strach w jej oczach. Przygryzła wargę; najwidoczniej się wahała. Na szczęście, już po krótkiej chwili, wspięła się na parapet. Zacząłem szukać czegokolwiek, co pomogło by jej w zejściu. Wtem ujrzałem rynnę.
- Po lewej stronie jest rynna. Dosięgniesz do niej.
Madeline spojrzała w kierunku rury, ale nie wyglądała na przekonaną. Ku mojemu zaskoczeniu, wyciągnęła rękę w jej stronę i chwyciła ją bez trudu. Podeszliśmy bliżej, żeby ją asekurować. W oczekiwaniu, zaciskałem zęby. Ta droga nie wyglądała na łatwą, lecz po kilku minutach, stopa Madeline w końcu dotknęła ziemi. Bez wahania, objąłem dziewczynę; wreszcie poczułem ulgę. Kiedy ją puściłem(choć wcale nie miałem na to ochoty), Ashton otoczył ją swoim ramieniem i ruszyliśmy w stronę samochodu. Usiadłem z tyłu, a Mad tuż obok mnie. Dzieliła nas pewna odległość, której nie mogłem zaakceptować. Chwyciłem jej dłoń, posyłając przy tym pocieszający uśmiech. Ta, jak na zawołanie, zaczęła płakać, po czym przysunęła się bliżej i objęła mnie w pasie. Dostrzegłem w lusterku spojrzenie Ashtona; zignorowałem je. Pocałowałem brunetkę w czubek głowy.
- Już jesteś bezpieczna - szepnąłem. - Nie pozwolę cię więcej skrzywdzić.
Jęknęła w odpowiedzi, w której usłyszałem cierpienie, a przecież tego, za wszelką cenę, chciałem uniknąć.
- Mama! - krzyknęła niespodziewanie. - Pewnie odchodzi od zmysłów.
- Wiesz... - zaczął Ash. - Jest zrozpaczona, zawiadomiła policję, ale wie, że cię szukałem.
- Policję?! Przecież Zayn mnie zabije jak się o tym dowie.
Wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem.
- To nie jest zabawne - warknęła.
- To jest baaardzo zabawne. Nie odważyłby się.
Nie mogłem uwierzyć, że tak ją nastraszył. Na samą myśl, co mógł jej robić, przeszły mnie dreszcze.


Zayn's POV*

Po powrocie do domu, poszedłem do pokoju Madeline. Udało nam się załatwić wszystkie sprawy, więc towarzyszył mi dobry humor. Otworzyłem drzwi i uśmiech od razu spełzł mi z twarzy; nigdzie nie widziałem dziewczyny. Zajrzałem do szafy, ale nic nie wskazywało na to, że bawi się w chowanego. Wtedy zobaczyłem otwarte okno.
Cholera.
Podbiegłem do niego i spojrzałem w dół. Poczułem narastającą złość i chęć zabicia każdego, kto mi przeszkodzi. Nie miałem konkretnego planu, ale wiedziałem, że muszę ją znaleźć.
Jak mogłem nie pomyśleć o tym cholernym oknie? Nie spodziewałem się, że skoczy z takiej wysokości. Mała, wredna...
Zbiegłem na dół, do kuchni. Zastałem przyjaciół, siedzących przy stole. Gdy wpadłem do pokoju z impetem, wszyscy nagle zwrócili głowy w moją stronę.
- Co jest? - zapytał Niall, po czym napił się wody.
- Nic - odparłem.
Wraz z jego pytaniem, zrozumiałem, że sam muszę to załatwić. Nie chciałem, żeby ktoś mi przeszkadzał.
- Wychodzę - syknąłem.
Przed wyjściem na zewnątrz, wyciągnąłem pistolet ze spodni i odłożyłem go na stolik; nie chciałem go już więcej używać tego dnia.


*

Przepraszam, że taki krótki i tak długo czekaliście, ale obydwie miałyśmy małą zaćmę... Mam nadzieję, że się spodoba:)

/Curly Angel

1.06.2014

Rozdział 8

Madeline's POV*

Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam, że znajduję się w jakimś ciemnym pomieszczeniu; przypomniało piwnicę. Poczułam okropny ból głowy i nadgarstków. Zostałam przywiązana do krzesła. Próbowałam wstać, ale nie miałam żadnej możliwości, żeby się ruszyć. Nagle poczułam zapach tytoniu.
- Wybacz, że musiałem cię zranić - usłyszałam kpiący głos.
Wtedy z ciemności wyłonił się Louis z papierosem w ręku. Patrzył na mnie z pogardą jakbym była najmniej wartościowym człowiekiem na świecie.
- Wołałaś Zayna, żeby ci pomógł? - zapytał. - Nie rozumiem cię.
Sama nie rozumiałam tego, co działo się w mojej głowie. Nie miałam pojęcia gdzie jestem i czy kiedykolwiek stąd wyjdę. Miałam ochotę się rozpłakać; byłam zupełnie bezbronna.
- Twoi przyjaciele cię zostawili - ciągnął dalej. - Już nikt ci nie pomoże.
Chłopak zaśmiał się triumfalnie, po czym uderzył mnie w twarz. Zawyłam z bólu, a policzek od razu zapiekł. Zacisnęłam zęby, żeby powstrzymać się od krzyku. Bez przerwy powtarzałam sobie w myślach, że jestem silna i dam radę. Po chwili usłyszałam zbliżające się kroki. Spojrzałam w bok i zobaczyłam chłopaka, schodzącego po schodach, rozpoznałam w nim Nialla. Podszedł do Louisa i przybił mu piątkę. Chciałam, żeby tylko mnie nie zobaczył, chociaż miałam marne szanse. Zamknęłam oczy jakbym dzięki temu stała się niewidzialna.
- Madeline! - krzyknął radośnie blondyn. - Dawno się nie widzieliśmy, tęskniłem.
Zbliżył się i kucnął przy krześle, na którym siedziałam. Położył mi dłonie na kolanach, ale przez padający cień nie widziałam wyrazu jego twarzy. Cała drżałam z przerażenia. Nagle zacisnął palce na moich nogach, wbijając w nie swoje paznokcie. Wstał i uderzył mnie w drugi policzek. Tym razem nie wytrzymałam i krzyknęłam, gdyż ten cios był o wiele mocniejszy od poprzedniego.
- Zamknij się! - warknął.
Znowu kroki.
- Idźcie już stąd - usłyszałam aksamitny głos Zayna. - Ja się nią zajmę.
Louis i Niall posłusznie wyszli, nie wypowiadając już żadnego słowa. Po drodze na górę szturchali się żartobliwie jak małe dzieci. Przeniosłam swój wzrok na Malika, który był coraz bliżej. Trzymał w ręku niewielkie, czerwone pudełko. Usiadł przede mną na wilgotnej podłodze i otworzył apteczkę. Wyciągnął z niej gazę i wodę utlenioną, po czym zaczął obmywać rany na mojej twarzy. Syczałam z bólu. Dostrzegłam na jego twarzy delikatny cień uśmiechu i za nic w świecie nie mogłam zrozumieć co to oznacza.
- Dlaczego mi pomagasz? - wykrztusiłam.
- Z krwią ci nie do twarzy - odpowiedział.
Zachichotał, ale zaraz po tym przybrał poważny wyraz twarzy. Przez chwilę przestałam się go bać, ale wspomnienie jak zabijał niewinnego człowieka niespodziewanie wróciło. Odruchowo odsunęłam twarz na tyle ile to było możliwe. Przeszły mnie dreszcze. Przypomniałam sobie także o Ashtonie i jego gangu; chcieli mnie uratować. Nie miałam pojęcia gdzie teraz są, ale miałam nadzieję, że uszli z tego cało.
- Już nie musisz się mnie bać - szepnął czule Zayn, przywracając mnie tymi słowami do rzeczywistości.
- Przeszedłeś na stronę dobra? - syknęłam w odpowiedzi.
- Nie chcę zrobić ci krzywdy.
- Póki co to tylko to udało ci się zrobić.
- Teraz ci pomogę, ale musisz współpracować - warknął.
Nie wierzyłam mu.
- Zaufaj mi.
Czy on sobie żartuje? Zaufanie do niego było niemożliwe, to się nigdy nie stanie.
Nagle poczułam przypływ gorąca. Zakręciło mi się w głowie, a przed oczami zobaczyłam białe światło.


Zayn's POV*

- I co z nią? - zapytał Louis, gdy wyszedłem z piwnicy.
- Zemdlała - odparłem.
Chłopcy wybuchnęli śmiechem, ale zamknęli się od razu po tym jak posłałem im groźne spojrzenie. Usiadłem wygodnie na kanapie i wlepiłem wzrok w telewizor, mimo że wcale nie interesowało mnie to, co pojawiało się na ekranie. Rozmyślałem nad tym, co tak na prawdę mogę zrobić, żeby pomóc tej biednej dziewczynie. Od początku nie chciałem, żeby się w to mieszała, ale ona uparcie wtykała swój nochal w nasze sprawy. Została wtajemniczona i nie było odwrotu. Musiałem ukrywać przed przyjaciółmi chęć pomocy, bo gdyby się dowiedzieli co kombinuję na pewno byliby wściekli. Oni bez wahania by ją zabili, więc to dzięki mnie wciąż żyje. Jej głupi brat myślał, że zostanie bohaterem, ratując ją, ale oczywiście ponieśli klęskę i uciekli w diabły. Na samą myśl o tej komicznej sytuacji, zaśmiałem się pod nosem.
- O czym tak myślisz, Zayn? - powiedział Niall.
- O twojej dupie - syknąłem ironicznie. - Nie interesuj się.
Doszedłem do wniosku, że muszę się jakoś pozbyć Louisa i Nialla, żebym mógł jeszcze raz na spokojnie porozmawiać z Madeline. Te dwa gnojki ciągle się wtrącały, co zaczynało mnie poważnie wkurwiać.

Wieczorem zostałem sam, więc poszedłem do piwnicy. Tam zastałem dziewczynę przywiązaną mocno do krzesła. Wyciągnąłem scyzoryk z tylnej kieszeni spodni i zacząłem przecinać sznur. Wtedy Mad się ocknęła; wyglądała na wystraszoną. Uspokoiłem ją ruchem ręki, po czym wróciłem do pracy. Kiedy skończyłem, złapałem ją za ramiona i pomogłem wstać; ledwo stała na prostych nogach.
- Wszystko dobrze? - zapytałem.
W odpowiedzi spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
- Żartujesz, prawda? - syknęła.
Odruchowo wybuchnąłem śmiechem. Chwyciłem ją pod ramię i zaciągnąłem na górę. Potykała się o własne stopy. Wszedłem do pokoju, w którym położyłem Madeline na łóżku. Drżała, więc przykryłem ją kocem w bordową kratę. Wtedy, niespodziewanie, zrzuciła go z siebie. Podparła się ściany i zeszła z łóżka. Zrobiła groźną minę, nagle przybierając na siłach. Zaciskając pięści, ruszyła w moją stronę.
Czyżby straciła rozum?
Wymierzyła pięść w mój policzek, ale powstrzymałem ją zwinnym ruchem niczym zawodowy ninja. Nie trudno było zrozumieć co ta dziewczyna kombinowała. Niestety, najwyraźniej była zbyt głupia by zauważyć, że nie ma szans. Po raz kolejny zboczyła na złą ścieżkę.
Momentalnie ogarnęła mnie fala złości, przez co walnąłem Mad o ścianę, z hukiem walnęła w nią głową. Nie chciałem robić jej krzywdy, ale sama się o to prosiła.


Madeline's POV*

Nawet po mocnym uderzeniu nie miałam zamiaru się poddać. Musiałam za wszelką cenę wydostać się z tego koszmaru; miałam już tego dość.
Dysząc z braku sił, odepchnęłam się od ściany. Nie wiedziałam do końca co chcę zrobić, więc po prostu wyciągnęłam ręce w stronę Zayna. Ten jednak był o wiele szybszy ode mnie, a także silniejszy; złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Przywarłam policzkiem do jego piersi, doskonale czując zapach męskich perfum.
- Uważaj, bo możesz tego pożałować - szepnął, po czym mnie puścił.
Odwrócił się, przeczesując ciemne włosy palcami dłoni. Wtedy zauważyłam mięśnie pod obcisłą koszulką; wyglądał cholernie seksownie. Potrząsnęłam głową, żeby odgonić od siebie te chore myśli.
- Ja chcę tylko wrócić do domu... - dopiero po chwili odważyłam się na wypowiedzenie tych słów.
- Więc wrócisz - odparł krótko, ponownie ukazując mi swoją twarz.
W jego ciemnych oczach dostrzegłam blask, którego wcześniej nie miałam okazji zobaczyć. Miał także dziwny wyraz twarzy, coś jakby... cierpienie? Cień smutku zniknął w mgnieniu oka i byłam pewna, że nie powróci szybko. Niestety znowu ogarnęła go złość, przez co momentalnie przypomniałam sobie scenę, w której zabija mężczyznę. W moich oczach znowu zamienił się w potwora i nie mogłam uwierzyć, że na chwilę o tym zapomniałam. Obiecał mi, że wrócę do domu, ale nie mogłam mu zaufać, nie miałam ku temu żadnych powodów. Zrobiłam krok w tył, zachowując dystans. Zayn odpowiedział krokiem w przód; zmarszczył czoło. Po tym ruchu od razu zaczęłam panikować i szukać ucieczki. Nerwowo przeczesywałam wzorkiem pokój, co i tak nie miało żadnego sensu; wiedziałam, że prędzej czy później on mnie dopadnie.


/Curly Angel