17.01.2015

Rozdział 15

Madeline's POV

Zayn zasnął, więc siedziałam w kuchni w towarzystwie Harry'ego. Wcześniej nie miałam zbyt wielu okazji, żeby z nim rozmawiać, czego zaczynałam żałować. Był na tyle miły, że zrobił mi herbatę i podał ciasto na talerzu. Nie spodziewałam się, że ktoś z tego towarzystwa może być tak uprzejmy. Najwięcej styczności, poza Zaynem, miałam z Niallem, a ten typ był na prawdę niezwykłym kretynem. Dlatego też, byłam wdzięczna, że nie siedziałam z blondynem.
– Smakuje ciasto? – zapytał chłopak. – Sam piekłem, ale nie wiem czy nie dodałem za dużo cukru.
Zdziwiona tym wyznaniem, zaczęłam ochoczo machać głową na znak aprobaty. Placek z jabłkiem był wyborny, ale miałam w buzi duży kawałek, więc byłam niezdolna do wyrażenia swojej opinii w słowach.
– Cieszę się. – Kąciki jego ust ochoczo powędrowały ku górze. – Co cię do nas sprowadza?
– Chciałam sprawdzić jak ma się Zayn – odparłam, zaraz po przełknięciu ciasta.
Skinął głową, po czym nastała krępująca cisza.
Harry był na prawdę bardzo cichy. Dłonie splótł na stole, a wzrok wlepił w okno. Mimo, że to on zadawał pytania, czułam jakbym to ja go przesłuchiwała. Po chwili, westchnął ciężko, po czym znowu popatrzył na mnie.
– Twój chłopak dużo mi o tobie opowiadał. – Zakrztusiłam się na dźwięk tego określenia, ale słuchałam uważnie. – Mówił, że jesteś groźna, nawet jeśli sprawiasz inne wrażenie. – Zachichotał. – Wiem też, że jesteś dla niego kimś ważnym.
– Co masz na myśli?
– Dla ciebie mógłby zabić.
Zatkało mnie.
Jak to, mógłby dla mnie zabić? Jeśli mordowanie ludzi miało równać się z okazywaniem miłości to podziękuję.
Nie miałam zielonego pojęcia co na to odpowiedzieć, więc po prostu ominęłam to zdanie milczeniem. Tym razem ja odwróciłam wzrok, czując skrępowanie. Zbyt dużo szokujących wiadomości jak na jedną chwilę...


Calum's POV

Stukałem palcami w podparcie fotela, okropnie się niecierpliwiąc. Patrzyłem w ekran telewizora, lecz kompletnie nie byłem zainteresowany programem. Co chwila zgrzytałem zębami lub patrzyłem na zegarek. Nie mogłem siedzieć bezczynnie przez tak długi czas.
Próbowałem przekonać się co do słów Ashtona, ale miałem zupełnie inną opinię. Nie chciałem, żeby Madeline zadawała się z takim gościem, jakim był Malik. Pod względem wybierania facetów, uważałem ją za prawdziwą idiotkę. Najgorsze jednak było to, że nie mogłem nic z tym fantem zrobić. Ashton przykuł mnie słowami do fotela i kazał siedzieć w miejscu. Nie mogłem zrozumieć, w jaki sposób udawało mu się zachowywać spokój w takiej sytuacji.
– Ja już tak dłużej nie mogę – jęczałem.
– Odpuść sobie. – Wciąż zachowywał zimną krew.
– Nie musisz zgrywać twardziela! Wiem, że nie tego chcesz.
– Właśnie, że nie wiesz – tym razem warknął. – Nic, kurwa, nie wiesz. Zamknij się i siedź cicho. Zostaw ją w spokoju, bo i tak do niczego jej nie zmusisz.
Zrobiłem tak jak sobie życzył – zamknąłem się. Niestety, siedzenie było tak nudne, że nie mogłem dłużej wytrzymać i wyszedłem z domu. Postanowiłem pójść na długi spacer. Bardzo długi. Najlepiej na cmentarz.
Jasne, normalny człowiek poszedłby na przechadzkę po alejkach parku, ale nie ja. Ja musiałem iść do miejsca, w którym nagrywano niejeden horror. Wbrew pozorom, nie szedłem tam dla zabawy. Miałem konkretny cel. Musiałem dokładnie obadać miejsce, w którym Madeline po raz ostatni wpadła w kłopoty.
Skoro tam poszła to także miała w tym jakiś interes, prawda? Moim zadaniem było dowiedzenie się, czego tam szukała.
Nawet jeśli nie było ciemno, bradfordski cmentarz wyglądał nieco przerażająco. Scena niczym z filmu kryminalnego lub horroru od duchach, ale nie zraziło mnie to. Przez całe życie miałem wiele powodów do strachu, zdążyłem się przyzwyczaić.
Chodząc po kolejnych uliczkach cmentarza, zastanawiałem się po co Mad tu przylazła. Po chwili, wpadłem tylko na jedno rozwiązanie i bez wahania ruszyłem w stronę grobu jej ojca. Obszedłem go wokoło, ale nie znalazłem nic nadzwyczajnego. W końcu, przystanąłem i zacząłem się po prostu przyglądać.
W wazonie stały zwiędłe kwiaty, a w zniczach dawno wypalone wkłady. Ashton nie miał zwyczaju tu przychodzić; zaniedbał to miejsce. Wyciągnąłem chwasty i wyrzuciłem je do śmietnika, żeby grób wyglądał choć trochę tak jak powinien.
Właściwie, nie wiedziałem dlaczego Ash tu nie przychodził. Ostatnio w ogóle byłem informowany o niewielu sprawach. Niestety, z jakiegoś powodu, mój przyjaciel zamknął się w sobie. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele, gdyż on wolał być sam. Wyraźnie coś go gryzło, ale za nic w świecie nie mogłem się domyślić co to takiego. Najgorsze jednak było to, że nie chciał nic powiedzieć. Dusił w sobie to wszystko, przez co stawał się coraz bardziej cichy i nieobecny.
Nagle, z zamyślenia wyrwał mnie znajomy kształt. Kilka metrów dalej, na ziemi leżał znajomy, bordowy zeszyt. Od razu podszedłem bliżej, aby mu się przyjrzeć. Przejrzałem kilka losowych stron i już miałem pewność – szkicownik Maddie.
– Co do... – gadałem sam do siebie.
Spod okładki wypadł kawałek kartki, rozdartej w jednym miejscu. Były na nim nabazgrane słowa, tworzące list. Nie mogłem powstrzymać ciekawości i zacząłem czytać. Z każdym zdaniem, byłem coraz bardziej zaskoczony i otwierałem oczy coraz szerzej.
Autorem listu był świętej pamięci pan Irwin, a adresatami jego dzieci. Tłumaczył on o wiele więcej, niż mogłem kiedykolwiek przypuszczać. Natychmiast ruszyłem w stronę miasta, chcąc jak najszybciej pokazać przyjacielowi to, co znalazłem. Bezzwłocznie musiał to przeczytać.

*

Wiem, że to wszystko takie trochę sztuczne, ale uh :/
Przepraszam, że dodaję go dopiero po miesiącu (i na dodatek jest krótki af), ale nawet nie zorientowałam się kiedy minęło tak dużo czasu :o

17.12.2014

Rozdział 14

Madeline's POV

– Zwariowałeś. – Kręciłam przecząco głową, nie dowierzając.
Szczerze nie chciałam nigdzie wyjeżdżać. Może straciłam zmysły, ale wolałam zostać w Bradford, niż uciekać przed problemami. Obiecałam sobie, że będę walczyć, że będę silna. Dlatego, nie poddam się tak łatwo. Stawię czoło temu, co mnie męczy i przyciska do ściany od tak dawna.
Momentalnie się otrząsnęłam, a wystarczyło tylko zebrać w sobie siły. Wstałam z podłogi i wypięłam pierś przed siebie.
– Nie – powiedziałam stanowczo. – Nigdzie nie jadę.
Posłałam Calumowi mordercze spojrzenie, na co tylko wywrócił dramatycznie oczami. Westchnął ciężko, wyraźnie przygotowując się do kolejnej próby przekonania mnie. Oczywiście, mógł błagać i prosić, ale zamierzałam pozostać nieugięta.
Bezzwłocznie chciałam opuścić ten pokój i wyjść, żeby znaleźć Zayna. Mógł wciąż być ranny, a tego nie chciałam. Byłam głupia i zrozumiałam to trochę za późno, ale nigdy nie jest za późno, żeby naprawić błędy.
Ruszyłam w stronę drzwi. W połowie drogi, zatrzymała mnie silna ręka.
– Czekaj. Po co do niego wracasz?
– Możesz już przestać czytać mi w myślach. Zwalniam cię ze służby.
Wyrwałam się z jego uścisku, po czym puściłam się biegiem, bo inaczej znowu ktoś mógłby mi przeszkodzić. Kiedy przekraczałam próg domu, Ashton krzyknął, że mam wracać, ale jedynie zaśmiałam się pod nosem i pobiegłam dalej. Pozostawał mi jeden problem: nie miałam jak się przemieszczać po mieście. Nie zajęło mi długo wymyślenie kilku sposobów, lecz jeden z nich był nieco ryzykowny, choć najbardziej skuteczny.
Z przyjaciół Zayna miałam numer tylko do jednego. Po krótkim zastanowieniu, sięgnęłam po telefon i przedzwoniłam do Nialla. W międzyczasie, szłam przez miasto, chcąc odejść jak najdalej od kryjówki brata i jego bandy. Wiecznie trzymali mnie na smyczy, nie dając prawa głosu, co na prawdę zaczynało męczyć i działać na nerwy. Na szczęście, wzięłam sprawy w swoje ręce.
– Halo? – odezwał się zachrypnięty głos w słuchawce.
– Niall? To ja, Madeline. – Nie mogłam wymyślić bardziej bezsensownego wstępu. – Przyjedziesz po mnie i zawieziesz do Zayna?
Ugryzłam się w język dopiero po wypowiedzeniu tych absurdalnych słów. Mogłam jedynie liczyć na cud, bo już nic innego mi nie zostało. Ku mojemu zaskoczeniu, chłopak nie warczał, ani nie wzdychał. Za to, odpowiedział krótko i treściwie.
– Czekaj tam gdzie jesteś. Już po ciebie jadę.
Nie dając mi dojść do słowa, rozłączył się pospiesznie.
Skąd on, do jasnej cholery, wiedział gdzie jestem?
Mogłam się zastanawiać, ale wyraził się jasno, więc czekałam. Usiadłam na pobliskiej ławce i wypatrywałam jego czarnego, sportowego auta.
Mijały minuty, a po ulicy przejechały tylko dwa samochody średniej klasy. Rzecz jasna, żaden z nich nie należał do blondyna, a ja wciąż siedziałam jak idiotka. Powoli zaczynałam wątpić w prawdziwość jego słów. Bo niby z jakiej racji miałby po mnie przyjechać? Nie był szoferem na każde moje zawołanie. Z tego co zdążyłam się o nim dowiedzieć to to, że bardzo lubił się bawić i równie dobrze mógł mnie po prostu wykiwać.
Westchnęłam ciężko.
Dam mu jeszcze dwie minuty, a potem poszukam innego wyjścia, myślałam.
Szczerze zaskoczona, podziwiałam potężny motor, nadjeżdżający z oddali. Jego właściciel zatrzymał się tuż przede mną, nie wyłączając silnika. Maszyna lśniła samoistnym blaskiem, ozdobiona pięknym, czarnym lakierem. Każda część, która nie byłą czarna, błyszczała srebrem. Prowadzący motor Niall także wyglądał genialnie. Mimo spalin, czułam zapach jego nowiutkiej, skórzanej kurtki.
Podziwiałam go tak, siedząc z otwartymi ustami. Przyłapałam się na tym dopiero po chwili i natychmiast je zamknęłam.
– Zapraszam. – Blondyn wyszczerzył zęby, zaraz po zdjęciu kasku.
Posłusznie, lecz chwiejnym krokiem, podeszłam i zajęłam miejsce tuż za nim. Podał mi kask, a gdy już go założyłam, chwycił mnie za nadgarstki i splótł moje dłonie na swoim brzuchu. Wzmocniłam uścisk, w obawie przed skręceniem karku.
Motor ruszył gwałtownie, przez co moje serce zaczęło bić szybciej. Nie umknęło to uwadze Nialla; patrząc w lusterko, posłał mi lekki uśmiech.
Chciałam wtulić twarz w jego plecy, ale kask bardzo ograniczał ruchy, a głowa niekontrolowanie latała mi w przód i w tył. Jechaliśmy z zawrotną prędkością, kompletnie nie zważając na przepisy i ograniczenia w terenie zabudowanym. Nie byłam w stanie nawet przyjrzeć się okolicy, przez którą jechaliśmy, gdyż obraz rozmazywał się tylko w kolorowe, poziome linie. Tak czy inaczej, do celu dojechaliśmy szybciej, niż mogłam przewidzieć.
Próbowałam zejść z siedzenia, ale uda mi jakby zastygły, niezdolne do jakichkolwiek ruchów. Udało mi się to dopiero za pomocą mocnych ramion chłopaka. Po zejściu na ziemię, kolana wciąż mi drżały, toteż wspierałam się ręki Nialla, żeby nie wylądować twarzą na betonie. Zaprowadził mnie do jakiegoś bloku, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Po długiej wspinaczce po schodach, weszliśmy do mieszkania na piątym piętrze.
– Nie ma tu windy? – wysapałam zadyszana.
– Jest, ale ruch to zdrowie.
Wydałam z siebie jęk cierpienia, a ramiona opadły mi bezwiednie wzdłuż ciała.
– Nie znoszę cię – wycedziłam przez zęby niemal bezgłośnie.


Zayn's POV*

Trzaśnięcie drzwi zwiastowało przybycie Nialla, na którego czekałem już dostatecznie długo. Obiecał, że pójdzie tylko do sklepu, znajdującego się po drugiej stronie ulicy, a nie było go jakieś dobre czterdzieści minut.
Wszedł do salonu, gdzie leżałem na kanapie, trzymając w ręce kask. Natychmiast posłałem mu mordercze spojrzenie, chociaż miałem ogromną ochotę walnąć go w twarz, ale nie mogłem przez ranę, zdobiącą moje ramię. Na szczęście była to teraz pusta dziura, gdyż Harry zręcznie wyciągnął z niej kulę, którą wycelował we mnie durny Michael Clifford.
Chwilę później, gdy blondyn wszedł głębiej pokoju, dostrzegłem drobną postać, kulącą się za jego plecami. Włosy, którymi zasłaniała twarz, rozpoznałbym wszędzie i o każdej porze. Na jej widok, od razu napiąłem mięśnie, błagając w myślach, żeby tylko podeszła bliżej.
Moje modły natychmiast zostały wysłuchane – dziewczyna uklękła przy kanapie, chwytając moją dłoń. Oparła głowę na mojej piersi, jakby wsłuchując się w bicie serca.
– Przepraszam – wyszeptała płaczliwym tonem.
– No co ty, nie masz za co. – Uśmiechnąłem się mimowolnie.
– Muszę ci coś powiedzieć. – Przygryzła dolną wargę.
Popatrzyłem znacząco w stronę Nialla, a ten od bezzwłocznie opuścił pokój, zostawiając nas samych. Ponownie wlepiłem wzrok w dziewczynę. Miała smutne oczy, w których niegdyś skakały wesołe iskierki.
Czekałem na to, co ma mi do powiedzenia. Nie miałem zielonego pojęcia czego się spodziewać. W końcu, westchnęła, po czym zaczęła mówić. Oczywiście, nie mogło obejść się bez długiego i zawiłego wstępu.
– Już nie wiem co mam robić. Wszyscy chcą ode mnie czegoś innego, a przecież nie jestem w stanie się rozdwoić. Ty chcesz, żebym została z tobą, a Ashton woli, żebym się do ciebie nie zbliżała. Wiem, że mam absurdalne marzenie, ale chciałabym być z wami w tym samym czasie. Na dodatek, dostałam tajemniczy list od ojca i nie mam pojęcia jakie ma przesłanie. Sama nigdy tego nie rozgryzę, a pomoc ze strony brata jest niewielka. Ty nie dasz rady mi z tym pomóc, ale...
– Jezu, przestań gadać. – Zakryłem jej usta dłonią, bo już po drugim zdaniu zgubiłem się w sensie tej wypowiedzi. – Zacznijmy od tego, że nie mam najmniejszej ochoty tego słuchać. Jestem na ciebie wściekły.
– Na mnie?! To ja powinnam być zła na ciebie! Bezczelnie mnie porywasz, mieszasz mi w głowie jakimiś pocałunkami i teraz jesteś wściekły?! Dlaczego ja nie jestem?!
– Tylko po co ty tyle mówisz? To i tak nie ma żadnego sensu.
Wciąż osłabiony, podparłem się łokciami, żeby móc zbliżyć twarz do jej twarzy. Odruchowo zacisnęła usta, formując je w cienką linię, ale to nie powstrzymało mnie przed pocałowaniem jej. Tak jak przypuszczałem, natychmiast wydęła wargi, dając mi zielone światło.
Zdecydowanie za dużo gadała.
– Zaraz i tak ode mnie uciekniesz – powiedziałem, gdy pozwoliłem jej nabrać powietrza.


Calum's POV*

Nie goniłem jej, bo wiedziałem, że i tak by spitoliła. Pozostało mi zejść na dół, do salonu; nie chciałem siedzieć sam. Czułem się jeszcze bardziej samotny, niż zwykle, ale to chyba normalne, gdy zostaniesz odrzucony? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie, bo nigdy wcześniej nikt nie dał mi kosza. Może dlatego, że nigdy nie zabiegałem o czyjeś względy.
– Ale z ciebie idiota – skarciłem sam siebie.
Ashton wylegiwał się na kanapie, tępo gapiąc się w telewizor. Najwyraźniej także nie przejął się ucieczką siostry.
Usiadłem na fotelu, żeby dotrzymać chłopakowi towarzystwa. Ten westchnął ciężko i popatrzył na mnie.
– Jesteś na nią zły? – zapytałem.
– Nie. Już nie będę jej więzić. – W jego oczach dostrzegłem, ledwo widoczny, cień smutku. – Postanowiłem dać jej wolną rękę. Niech najpierw odnajdzie siebie.
Z jednej strony rozumiałem, że wiecznie uciekała od wszystkich i od swoich problemów. Jednak z drugiej strony, bez przerwy dawała nam w kość. Razem z Ashtonem, martwimy się o nią niemal cały czas, a ona nieświadomie pogrywa z naszymi uczuciami. Jasne dlaczego Irwin odpuścił – miał dość niańczenia dorosłej siostry, zachowującej się jak małe dziecko.
– Więc pozwalasz jej być z nim?
– Tak – nie zawahał się nad odpowiedzią. – W końcu i tak zrozumie jak wielki błąd popełniła.


*

Tadam!
Wracamy:)

Pewnie większość z Was już nie będzie zainteresowana dalszymi rozdziałami pokręconej Madeline, ale piszę, a nóż ktoś się ucieszy z mojego powrotu x
Informuję te same osoby. Jeśli chcecie zrezygnować – piszcie.

23.08.2014

Rozdział 13

Calum's POV*

Siedziałem na plecach Horana, przyciskając go do ziemi, podczas gdy Michael rozwalał jego telefon o ścianę budynku. Blondyn stękał z bólu, ale ja tylko mocniej wbijałem paznokcie w jego ramiona. Wiedziałem, że zawiadomił Malika, więc musieliśmy się zmyć albo wywołamy kolejną strzelaninę. 
Zerknąłem w stronę Ashtona, stojącego na czatach. Jakby czuł na sobie mój wzrok, odwrócił się i przywołał do siebie Luke'a ruchem ręki. Ten pospiesznie podbiegł do niego, a po chwili zawrócił i podszedł do mnie. Posłałem mu pytające spojrzenie.
- Ashton mówi, żebyśmy zostali - powiedział.
- Po co? - żachnąłem się. Co ten idiota znowu wymyślił?
- Żeby szantażować Malika, kiedy już tu przyjedzie.
To nie był wcale głupi pomysł, więc jedynie skinąłem głową, przystając na nowy plan. 
Luke klepnął mnie w ramię, dając znak, żeby zszedł z Nialla. Przycisnąłem go kolanem do betonu, po czym powoli wstałem. Jeszcze przy okazji, kopnąłem go w bok, w okolicy żeber. Wyciągnąłem z kieszeni kawałek sznurka, żeby związać mu nogi. Ledwo się ruszał, ale dla pewności wolałem odebrać mu możliwość ucieczki, bo nigdy nic nie wiadomo. 
Po kilkunastu minutach, Ashton dał nam znak, że mamy gościa. Wszyscy stanęliśmy przy naszym zakładniku, trzymając broń w pogotowiu. Usłyszałem warczenie silnika samochodu wroga, które zaraz po tym ucichło. Następnie odgłos ciężkich butów, stąpających po wilgotnym podłożu. Szatyn niepewnie wynurzył się zza rogu, nie wiedząc czego się spodziewać. Kiedy zauważył, że jego kumpel ma kłopoty, natychmiast pobiegł w naszą stronę. Jak na komendę, wymierzyliśmy w niego pistolety. Stanął jak wryty, uważając na swoje kolejne kroki. Sięgnął do kieszeni, ale nic z niej nie wyciągnął, a twarz mu nagle pobladła. Michael zachichotał kpiąco, widząc jego minę. Już zacząłem się uśmiechać tryumfalnie, kiedy nagle zobaczyłem zadyszaną Madeline. Podbiegła do Zayna i złapała go za ramię, ale ten tylko popchnął ją, zmuszając do schowania się za jego plecami.
- Nie bój się, Mad - krzyknąłem. - Nie strzelamy do ciebie.
- Zwariowałeś! - odkrzyknęła, ukazując połowę swojej twarzy.
Wtedy, zobaczyłem wściekłość, buchającą od Malika. Posłał mi gniewne spojrzenie, jakby był psem, broniącym swojej własności. Od razu było widać, że traktował ją jak przedmiot, co było po prostu ohydne.
- Puśćcie go - warknął, ale nie zyskał tym zupełnie nic. Był kompletnie bezbronny, a słowa nie mogły zdziałać zbyt wiele w tej sytuacji.
- Oddaj dziewczynę - Ashton stawiał warunki.
- Nie ma mowy.
Michael nie musiał dostać polecenia, żeby przyłożyć lufę do czoła Horana, po prostu to zrobił. Jeniec tylko się wzdrygnął, pod dotykiem chłodnego materiału. Był niemal nieprzytomny, więc nawet nie był w stanie otworzyć oczu.
- Powiedziałem, oddaj dziewczynę - wycedził przez zęby Ash. - Albo twój przyjaciel zginie.
Malik wyraźnie się wahał. Spojrzał na Madeline, po czym złapał jej dłoń. Nachylił się na nią, jakby szeptał jej coś do ucha. Ta przytaknęła głową, więc na pewno dostała od niego jakieś polecenie. Czekałem w napięciu na jego reakcję. W końcu, popchnął Mad w naszą stronę, która chwiejnym krokiem ruszyła w stronę brata, potykając się przy tym o własne nogi. Prosiłem w duchu, żeby tylko się nie wywróciła. Na szczęście, dotarła i była bezpieczna. Miałem ochotę od razu do niej podbiec i zabrać z tego potwornego miejsca, ale musiałem zachować zimną krew.
Popchnąłem Nialla, a ten upadł na twarz. W tym momencie, pobiegliśmy w przeciwnym kierunku, zostawiając Zayna w uliczce między blokami. Niespodziewanie, Michael odwrócił się w biegu i strzelił w stronę wroga. Ten opadł tuż obok swojego kumpla, a ja wytrzeszczyłem oczy.
- Co ci strzeliło do głowy?! - krzyknął Ashton.
Madeline zaczęła wyrywać się z uścisku brata, widząc postrzelonego chłopaka, ale miała o wiele mniej sił od niego i żadnych szans, żeby się uwolnić. Wtem, zaparła się nogami, ciągnąc Ashtona za sobą. Oboje upadli na ziemię. Luke stał najbliżej ich, więc pomógł wstać przyjacielowi, ale w tym samym czasie Mad uciekła. Bez zastanowienia, wyrwałem w jej kierunku, doganiając ją bez trudu. Objąłem ją ramionami i podniosłem do góry.
- Nie! - zaczęła krzyczeć. - Nie!
Wierzgała nogami, ale nawet po dostaniu kilku kopniaków w piszczele, nie puszczałem jej. Zaprowadziłem ją prosto do auta i posadziłem na swoich kolanach. Zaraz potem Ashton usiadł za kierownicą i odjechał jak najszybciej.
- Wy psychopaci! - wrzeszczała Mad. - Nienawidzę was!
Oparłem głowę o jej plecy; byłem kompletnie załamany. Może powiedziała to w złości, ale na prawdę wziąłem te słowa do siebie. Nienawidziła mnie, to było jasne. Miałem ochotę ją puścić i pozwolić wrócić do tego kretyna. Skoro tak bardzo tego chciała to czemu ciągle trzymałem ją w swoich objęciach? Chyba po prostu nie potrafiłem dać jej odejść. Za bardzo jej potrzebowałem przy sobie.
Jak można być tak samolubnym jak ja...
Rozluźniłem uścisk, ale wciął wtulałem twarz w jej plecy. Wtem, poczułem, że ona także się uspokoiła. Spojrzała w okno i po omacku zaczęła szukać czegoś dłonią za sobą. Nie wiedzieć dlaczego, złapałem ją za tę dłoń. Nie protestowała, a może nawet zachowała się jakby to faktycznie tego szukała.
W końcu dojechaliśmy do domu. Wyprowadziłem ją z samochodu, ale nasze palce wciąż były splecione. Nic nie mówiła. Szła po prostu ze spuszczoną głową, a kiedy weszliśmy do środka, zaciągnęła mnie po schodach na górę. Stanęła na przedsionku na piętrze i patrzyła to na jedne drzwi, to na drugie. W korytarzu było czworo drzwi. Właściwie to nigdy nie była w tej części domu, więc postanowiłem zaprowadzić ją do swojego pokoju. Poprowadziłem ją do ostatnich drzwi po prawej stronie i zaprosiłem do środka. Zawahała się, ale tylko na chwilę, gdyż zaraz potem przekroczyła próg. Bez wahania, usiadła na podłodze i oparła się o łóżko. Przez krótki czas, po prostu na nią patrzyłem, żeby dopiero po minucie usiąść przy jej boku.
- Wiem, że jesteś na mnie zła... - zacząłem, choć sam nie bardzo wiedziałem co powiedzieć.
- Nie - odparła szybko. - Nie jestem na ciebie zła.
Po tych słowach, ukryła twarz w dłonie i zaczęła szlochać. Odruchowo chciałem ją objąć, ale po namyśle cofnąłem rękę.
- Ja już nie mam siły - ciągnęła. - Mam dość tych wszystkich mrocznych sytuacji. Czy nie mogę żyć jak normalna nastolatka? Nie mogę mieć chłopaka, z którym będę chodzić za rękę po parku? Przyjechałam tu i już po kilku dniach zobaczyłam coś, czego wcale widzieć nie chciałam. To wszystko zmieniło...
- Nie prawda - przerwałem jej. - Tak czy siak byłabyś z tym powiązana. Przecież Ashton to twój brat.
- Dzięki, że mi przypomniałeś - żachnęła się.
- Przepraszam...
Wcale nie chciałem jej zdenerwować. W tym momencie, też miałem ochotę zwyczajnie się rozpłakać, dać upust emocjom, ale nie mogłem sobie na to pozwolić. Wszystkie uczucia trzymałem na wodzy.
- Ty taki nie jesteś - zaskoczyły mnie te słowa.
- Jaki nie jestem?
- Wcale nie jesteś mordercą - spojrzała mi prosto w oczy. - Wiem, że nigdy nikogo nie zabiłeś.
Chciałem zapytać "Skąd?", ale zdaje się, że nikt nie musiał jej tego mówić. Tak czy siak - miała rację. Uśmiechnąłem się blado i spojrzałem na swoje dłonie.
- Czasami się zastanawiam co tu właściwie robisz. Dlaczego jesteś w gangu?
- To bardzo skomplikowane i szczerze nie mam ochoty tego tłumaczyć - urwałem temat. - Już nie martwisz się o Zayna?
- Myślę, że ktoś już mu pomógł.
Szczerze to nie obchodziło mnie samopoczucie Malika. Bardziej zależało mi na uwadze Mad.
Skończyło się na milczeniu.
Tak bardzo mnie korciło, żeby powiedzieć jej co tak na prawdę czuję. Tę formułkę układałem sobie w głowie tysiące razy. Kiedy tylko spojrzałem na twarz dziewczyny - cała odwaga mnie opuściła.
Byłem kompletnym idiotą, zakochując się w kimś zupełnie nieosiągalnym. Gdzieś w środku, wyłem z bólu i waliłem głową w mur. Właśnie wtedy, kiedy mały obraz mnie w podświadomości, rozwalił sobie czaszkę, dostałem olśnienia.
- Nie chcesz być częścią tego wszystkiego, prawda? - zapytałem, podekscytowany na plan, rodzący się w moim umyśle.
- Nie - odparła, lecz także uniosła brew pytająco.
- Więc ucieknijmy stąd razem.
Wyraźnie nie wierzyła w to, co usłyszała, ale jej twarz nie wyrażała żadnych konkretnych emocji. Widziałem na niej cierpienie, wahanie i coś jeszcze, czego nie potrafiłem nijak nazwać.
Wstałem i złapałem ją za dłonie.
- Proszę, Maddie, wynieśmy się z tego miasta.


*

Napiszę to samo co ostatnio - czekaliście wieki, wiem.
 Tym razem sam Calum, taki miałam kaprys.
Za kilka minut na blogu pojawi się ważna informacja i proszę o jej przeczytanie.
Dodatkowo, pragnę was zaprosić o moje nowe opowiadanie o Michaelu - MASK.

12.08.2014

Rozdział 12

Madeline's POV*

Ashton nie patrzył na mnie; wciąż wlepiał wzrok w swoje dłonie. Wiedziałam, że jest na mnie wściekły, ale kompletnie nic nie miałam na swoją obronę. W środku byłam rozdarta i nie miałam pojęcia co robić dalej. Stałam bezczynnie, czekając na jakiekolwiek słowa brata. Niestety, wciąż odpowiadała mi cisza, którą w końcu przerwało moje ciężkie westchnienie.
- Ash... - zaczęłam, niepewnie.
- Czego chcesz? - warknął w odpowiedzi.
- Przepraszam - wydusiłam z siebie, choć nie byłam pewna czy właśnie to powinnam powiedzieć.
Wtedy, chłopak spojrzał na mnie, a na jego twarzy malowała się mieszanka najróżniejszych uczuć, przez ból i rozczarowanie, aż do złości i zatroskania. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, a najgorsze było to, że to wszystko moja wina. 
Bez przerwy, kręciłam bransoletką, zdobiącą mój nadgarstek. Tak bardzo się denerwowałam, że koniecznie musiałam czymś zająć ręce. Przystanęłam z nogi na nogę i odgarnęłam włosy z czoła, próbując zabić jakoś czas oczekiwania.
- Nic nie mów - powiedział w końcu. - Nie chce mi się z tobą gadać, dopóki nie zakończysz swojej znajomości z tym człowiekiem, jeśli tak w ogóle można go nazwać...
Milczałam. Nie miałam odwagi na wypowiadanie kolejnych słów, które i tak nic by nie zmieniły. Czułam jakby w gardle utknął mi kłębek kociej sierści, przez co byłam niezdolna do mówienia. Wydobyłam z siebie jedynie znaczące chrząknięcie, po czym wyszłam z pokoju.
Siedząc na swoim łóżku, przeglądałam szkicownik. Na pierwszej stronie narysowałam portret taty. Kiedy dostałam ten zeszyt w prezencie, on był jedyną osobą, którą mogłam naszkicować, żeby wypróbować kartki. 
Na rysunku był uśmiechnięty; właśnie takiego go zapamiętałam. Potargane, brązowe włosy opadały mu na czoło (dokładnie taką samą fryzurę ma aktualnie Ashton). W ręku trzymał szklankę, w której była woda z cytryną, gdyż nie pijał nic innego.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, przewracając kartkę. Na niej widniał szkic z Lily w roli głównej. Wtedy pozowała w swojej różowej piżamie w koty, popijając kakao. Nawet w takim stroju zachowywała się jak gwiazda filmowa, którą uwietrzniał na płótnie ceniony artysta.
Przerzuciłam kolejne kilka stron. Tam nie było już ciekawych obrazków, przeważała martwa natura. W tamtym czasie nie rysowałam ludzi, bo czułam ból po stracie ojca i nie potrafiłam tego wytłumaczyć. Miałam wtedy blokadę artystyczną.
Kolejne kilka kartek i moim oczom ukazały się usta Zayna, narysowane z wielką dokładnością. Nie musiałam na nie patrzyć, żeby idealnie je odwzorować na papierze. Wiedziałam, że już wtedy w moim sercu zaczynało kiełkować to dziwne uczucie, którym dziś darzę szatyna.
Pokręciłam głową w niedowierzaniu; na prawdę nie potrafiłam określić, co do niego czuję. Z jednej strony był przerażającym mordercą, zaś z drugiej opiekuńczym chłopakiem, przy którym potrafiłam poczuć się bezpiecznie. Jak to możliwe, że byłam taka spokojna przy kimś, kto mógłby zabić niewinnego człowieka bez zastanowienia, podczas gdy powinnam być przerażona do szpiku kości? 
W końcu zamknęłam zeszyt, próbując odgonić od siebie wszelkie myśli. Chciałam choć przez chwilę odpocząć od problemów, spoczywających na moich barkach. Położyłam głowę na miękkiej poduszce i wlepiłam wzrok w sufit. Niestety nie potrafiłam zbyt długo myśleć o pustce i chwilę po tym, w głowie pokazał mi się obraz Caluma. Pewne rozmowy i wydarzenia, sprawiły że mogłam go nazwać swoim przyjacielem, na prawdę. Troszczył się o mnie tak samo jak Ashton, jakby był moim bratem. Niestety, właśnie w tym momencie tworzył się problem. Zostawiłam postanowiona między dwoma wrogimi gangami i kazano mi dokonać wyboru. 
Zaśmiałam się nerwowo.
Chciałam myśleć, że nikt nie ma prawa mi rozkazywać, ale jednak Calum miał rację - musiałam wybrać. Rozważałam obydwie opcje, jakbym zastanawiała się w sklepie meblowym nad nową kanapą. Z jednej strony, całą ta sytuacja była cholernie śmieszna, a z drugiej - śmiertelnie poważna. Dosłownie, ugrzęzłam między młotem a kowadłem. Miałam ogromną ochotę po prostu wybuchnąć płaczem i uciec jak najdalej z tego przeklętego miasta, ale walcząc sama z sobą, nie uroniłam ani jednej łzy i wciąż leżałam w swoim pokoju. 


Zayn's POV*

Tym razem postanowiłem, że na prawdę się postaram. Zaraz po skończonych zajęciach w szkole, zabrałem Madeline na przejażdżkę w jedno wyjątkowe miejsce. Siedząc na miejscu pasażera w moim aucie, wystawiała rękę za okno, ciesząc się powiewem wiatru. W radiu leciała byle jaka piosenka, ale nie zwracałem na nią szczególnej uwagi, gdy obok mnie siedziało całe moje szczęście. Kątem oka, widziałem uśmiech na jej twarzy, ale w oczach na pewno nie miała radości. Chciałem zwyczajnie zapytać o co chodzi, ale mógłbym nie otrzymać odpowiedzi, a zapewne tylko bym ją zdenerwował. 
- Mad? - przerwałem milczenie.
- Tak?
- Tam, gdzie jedziemy, jest dość magicznie - zacząłem. - To specjalny zakątek, który był tylko dla mnie, ale teraz chcę dzielić go z tobą.
Uśmiechając się, spojrzałem na nią. Na jej twarzy malował się cień zdziwienia, ale nic nie powiedziała, tylko przytaknęła głową. Miałem wrażenie, że jej policzki lekko poróżowiały. Niemożliwe było zachowanie poważnej miny.
W końcu dojechaliśmy do wzgórza, ze szczytu którego można było zobaczyć niesamowity widok. Najpierw jednak musieliśmy wspiąć się na samą górę, a na szczęście nie była zbyt stroma. Mad złapała mnie za łokieć, żeby się wspomóc.
- Dlaczego to jest tak wysoko? - wysapała.
W odpowiedzi zaśmiałem się w głos i pociągnąłem ją mocniej. Przewróciła dramatycznie oczami, ale nie stanęła ani na chwilę.
- Idziemy tam chyba godzinę - żaliła się.
- Dopiero trzy minuty.
Widząc jej zbolałą minę, musiałem dusić w sobie śmiech - wyglądała na prawdę komicznie.
Po kolejnych trzech minutach, stanęliśmy na szczycie wzgórza, gdzie mogliśmy podziwiać panoramę miasta. Słońce, zachodzące za rzeką, wyglądało wspaniale. Jego promienie odbijały się od wody, tworząc kolorowe refleksy. Nagle zawiał wiatr, a włosy Madeline wpadły jej do oczu. Nachyliłem się nad nią, żeby odgonić zagubione kosmyki. Chwyciłem dziewczynę za dłonie i usiadłem na trawie, ciągnąc ją za sobą. Kiedy podziwiała widoki, mogłem do woli podziwiać prawy profil jej twarzy.
- Mad - przerwałem milczenie.
- Słucham - odparła, po czym popatrzyła na mnie.
- Przepraszam cię za wszystko. Za to, że musiałaś przeze mnie cierpieć. Nie chcę być kimś złym w twoich oczach, chociaż wiem, że proszę o zbyt wiele.
Nie odpowiadała, a jedynie spuściła głowę i wlepiła wzrok w ziemię. Dopiero po chwili uśmiechnęła się blado i podniosła wzrok.
- Dobrze - powiedziała w końcu.
- Nie zasłużyłem na takie szczęście - ściszyłem głos do szeptu.
Usiadłem bliżej, tak że nasze uda się stykały. Objąłem ją ramieniem, a dłonią drugiej ręki zacząłem gładzić jej rumiany policzek. Poczułem zapach słodkich perfum, mieszający się z wonią jabłkowego szamponu do włosów. Mimowolnie zachichotałem pod nosem.
Serce zmiękło mi jak nigdy wcześniej. Poczułem, do tej pory nieznane, ukłucie w klatce piersiowej. Przy tej dziewczynie stawałem się kompletnie innym człowiekiem. Zmieniałem się zdecydowanie na lepsze i nie mogłem pozwolić, żeby cokolwiek nas rozdzieliło.
Podświadomość podpowiadała, że Mad nie ufa mi do końca,  ale i tak była dla mnie nadzwyczaj łaskawa. Spojrzałem w niebieskie oczy i poczułem się jak król świata; nie potrzebowałem niczego więcej do szczęścia. Ująłem jej twarz w dłonie i złożyłem delikatny pocałunek na malinowych wargach. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio byłem ostrożny i uważałem na to, aby kogoś nie zranić. Dokładnie dobierałem słowa i unikałem gwałtownych ruchów, a to wszystko dla niej. Chciałem jej udowodnić, że zasługuję na zaufanie i tym razem nie mogłem tego spieprzyć.
Jedną z najpiękniejszych chwil w moim życiu, przerwał dzwoniący telefon, zmuszający mnie do oderwania się od jej ust. Sięgnąłem do kieszeni, żeby wyciągnąć z niej komórkę, po czym wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Słucham - warknąłem.
- Zayn... - wydyszał Niall. - P-pomóż mi.
Wytrzeszczyłem oczy, a serce niemal przestało mi bić. Wiedziałem, że przyjaciel był w niebezpieczeństwie i natychmiast musiałem go ratować.


*

WAŻNE!
Błagam, możecie zagłosować na "Believe in your dreams" w ANKIECIE?


Znowu czekaliście 38746734 lat, ale teraz postaram się pisać częściej. Miałam pewne problemy z blogiem. Zapewne większość z was nie wie, że opowiadanie pisały dwie osoby. Pierwsze trzy rozdziały napisała Magda, a od czwartego - Dominika/Curly Angel (ja). Teraz Magda odeszła i nie będzie już więcej pisać. To już ostatni raz kiedy proszę Was o wyrozumiałość. Nie dodawałam rozdziałów, ponieważ pojechałam na wakacje i nie miałam jak pisać, wybaczcie. Mam nadzieję, że nie zostawicie mnie wszyscy :(

14.07.2014

Rozdział 11

Calum's POV*

Na szkolnym korytarzu czekałem, aż Zayn odklei się od Madeline. Gdy widziałem ich razem, miałem odruch wymiotny i marzyłem, żeby przywalić temu frajerowi w twarz. Zaciskając pięści, powstrzymywałem się od gwałtownych ruchów. 
Dopiero po długiej chwili, chłopak odszedł, więc bez wahania skorzystałem z okazji. Podbiegłem do brunetki, łapiąc ją za nadgarstek.
- Oh, hej - powiedziała, uśmiechając się pogodnie.
- Słuchaj, Maddie, musimy pogadać.
Wytrzeszczyła na mnie oczy, jakbym powiedział coś bardzo niestosownego, przez co się nieco speszyłem i puściłem jej rękę.
- Co się stało? - zapytała.
- Mogę wpaść do ciebie po szkole?
- Jasne - wyszczerzyła zęby, co od razu poprawiło mi humor.
Pomachała mi, po czym odeszła, nie mówiąc już nic więcej. Skinąłem głową i poszedłem w swoją stronę. Na zakręcie wpadłem na Ashtona.
Cholera, on o niczym nie wiedział.
Zacząłem nerwowo drapać się po karku, co na pewno nie wyglądało naturalnie. Szturchnąłem kumpla w ramię, zmieniając kierunek jego drogi.
- Co ty wyprawiasz? - syknął, stając w miejscu.
- Co? Nic - odparłem, zaklinając pod nosem.
- Wyglądasz jakby coś się stało. Ogarnij się.
Marszcząc czoło, zostawił mnie samego na korytarzu.
Miałem wielką ochotę, żeby mu powiedzieć z kim umawia się jego siostra, ale podświadomość podpowiadała mi, że to jednak kiepski pomysł. Pozostało mi jedynie czekać, aż sama go o tym powiadomi, a miałem nadzieję, że nie będzie tego długo ukrywać.


Madeline's POV*

Po zajęciach, poszłam prosto do domu, licząc na to, że nikogo tam nie zastanę. Otworzyłam drzwi, po czym rzuciłam torbę na podłogę i nasłuchiwałam. Na szczęście, odpowiedziała mi głucha cisza. Czym prędzej wbiegłam po schodach i weszłam do pokoju Ashtona. Zaczęłam grzebać w szufladach w biurku, w poszukiwaniu kawałka listu od taty. Niestety nigdzie go nie było. Rozglądałam się nerwowo po całym pomieszczeniu, aż w końcu zauważyłam róg kartki, wystający spod poduszki. Zadowolona z siebie, chwyciłam go i wybiegłam z domu. Postanowiłam, że będę go studiować tak długo, dopóki nie wpadnę na jakiś niesamowity pomysł, jak poznać resztę listu.
Nie miałam pojęcia dlaczego, ale nogi same poniosły mnie na cmentarz, na którym spoczywał mój kochany tatuś. Usiadłam przed jego grobem, w nadziei, że zaraz wyjdzie spod ziemi i odpowie mi na wszystkie pytania, krążące w mojej głowie. Z bezsilności, ukryłam twarz w dłoniach. Dopiero po chwili, sięgnęłam po torbę i wyciągnęłam z niej mój szkicownik. Przewracałam kolejne strony, po czym do jednej z nich przyłożyłam list; kartki były takie same. Kiedy zobaczyłam podobieństwo, natychmiast zaczęłam przeszukiwać zeszyt dokładniej, niż wcześniej.
Słońce zaszło za horyzontem, co bardzo ograniczyło mi widoczność. Nie byłam w stanie dostrzec napisanych słów, mimo starań. Wtem, usłyszałam sygnał telefonu. Gdy go wyciągnęłam, oślepiło mnie jasne światło, bijące od wyświetlacza. Na oślep nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo? - powiedziałam.
- Maddie, gdzie ty jesteś? - usłyszałam zmartwiony głos Caluma. - Przyszedłem do was, a ciebie nie ma. Zapomniałaś?
- Cholera, przepraszam - kompletnie zapomniałam o jego wizycie.
- Nie szkodzi - westchnął. - Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie.
- Nie musisz. Jestem na cmentarzu, ale już wracam.
Już chciałam się rozłączyć, ale Calum nie miał zamiaru kończyć rozmowy.
- Co?! - krzyknął. - Jadę po ciebie i bez dyskusji.
Mimowolnie wybuchnęłam śmiechem.
- Daj spokój, już wracam.
Nie czekając na jego odpowiedź, wcisnęłam czerwoną słuchawkę, po czym wstałam z chłodnej ziemi. Idąc między nagrobkami, kierowałam się do wyjścia. Powiew wiatru zmusił mnie do okrycia się skórzaną kurtką. Szeleszczące gałęzie i ciemne cienie były przerażające, więc przyspieszyłam kroku, żeby faktycznie jak najszybciej się stamtąd wydostać.
Chodzenie po cmentarzu w takich ciemnościach nie było najlepszym pomysłem. Czułam już od jakiegoś czasu, że ktoś mnie śledzi, lecz bałam się odwrócić. Jedyne co mi pozostało, to przyspieszenie kroku i modlenie się, żeby nieznajomy zostawił mnie w spokoju. Niestety wciąż słyszałam za sobą kroki ciężkich butów. Zacisnęłam mocniej dłoń na pasku torebki, w pełni gotowa do obrony. Przynajmniej tak mi się wydawało, ale gdy napastnik złapał mnie za barki, przyciągając do siebie, zapomniałam o wszystkich podstawach samoobrony. Męskie ręce były bardzo silne, nie miałam szans na wyrwanie się z jego żelaznego uścisku. Nagle zaczęłam krzyczeć, błagając w myślach, żeby ktokolwiek to usłyszał. Niestety facet szybko zakrył mi usta swoją brudną dłonią. Odruchowo ugryzłam go w palec, ale nie było to zbyt skuteczne. Zaczął się cofać, zaciągając mnie ponownie na ciemny cmentarz. Byłam przerażona jak nigdy wcześniej i nawet nie miałam możliwości walki. Marzyłam tylko o tym, żeby nagle mój mroczny rycerz, pojawił się znikąd i wyciągnął mnie z tego koszmaru.
Mężczyzna zaciągnął mnie na sam koniec cmentarzu i zawlókł za mauzoleum. Tam uderzył mną o twardą ścianę budynku. Moja głowa ucierpiała najbardziej. Przeszedł mnie przeszywający ból czaszki, a przed oczami zobaczyłam białe światło. Próbowałam się otrząsnąć, ale szumiało mi w uszach i nic nie widziałam. Wtem poczułam na swoim biodrze męską dłoń. Po omacku próbowałam go od siebie odciągnąć, ale moje protesty ponownie spełzły na niczym. Nagle, brutalnie zaczął zrywać ze mnie spodnie. Automatycznie wydałam z siebie pisk. Momentalnie oprzytomniałam i zaczęłam się wyrywać. Dokładnie mogłam przyjrzeć się jego ohydnej twarzy. Był zupełnie łysy, a jego wyraźną szczękę zdobił niechlujny zarost. Na oko, wyglądał na trzydzieści pięć lat.
Zdzierałam sobie gardło, ale najwyraźniej nikt tego nie słyszał. Wtedy, napastnik chwycił szklaną butelkę, leżącą niedaleko i rozbił ją na mojej głowie. Ten cios odciął mnie od jakichkolwiek dźwięków, nie widziałam już nic. Jedyne co mi pozostało to bezwiednie opaść na ziemię.

- Cholera, podnieś ją - usłyszałam znajomy głos.
Próbowałam otworzyć oczy, ale powieki miałam tak ciężkie, że nie byłam w stanie. Kończyny także odmawiały mi posłuszeństwa, nawet po wielu próbach zmuszania ich do ruchu. Nagle poczułam, że ktoś mnie łapie i pomaga wstać. Głowa mi opadała i właśnie wtedy, czyjeś ręce złapały moją twarz. Z wielkim trudem, w końcu otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą zmartwionego Ashtona.
- Madeline! - krzyknął, przytulając mnie do siebie.
Uśmiechnęłam się blado, rada z tego spotkania. Dopiero po chwili zaczęłam kojarzyć co się wydarzyło. Na samą myśl o obleśnym facecie, miałam odruch wymiotny. Spojrzałam w dół i zobaczyłam rozpięty rozporek spodni.
- Co się właściwie stało? - zapytałam.
- To ten cholerny grabarz - warknął Ashton. - Gdybyśmy tu nie przyszli, zapewne zrobiłby ci coś gorszego.
Nagle, poczułam łaskotanie na czole. Palec automatycznie powędrował w stronę głowy, a gdy ponownie spojrzałam na dłoń, miałam na niej krew.
- Czy ty zawsze musisz pakować się w kłopoty? - brat dramatycznie przewrócił oczami.
Razem z Calumem, który wciąż mnie trzymał. poszliśmy w stronę samochodu, a jasny księżyc oświetlał nam drogę. Głowa pękała mi z bólu, ale nawet to nie wywołało u mnie łez. Postanowiłam, że kończę z płakaniem z byle powodu.
- Znowu musicie mnie ratować z opresji - syknęłam. - Masz rację, Ash.
- Z czym mam rację? - zdziwił się.
- Kłopoty bardzo mnie lubią.
Chłopcy zachichotali, kiedy mi wcale nie było do śmiechu.

Z rękami skrzyżowanymi na piersi, siedziałam na łóżku. Od jakiegoś czasu czułam na sobie wzrok Caluma. Kątem oka widziałam, że marszczył czoło. Nie miałam pojęcia co chodzi mu po głowie.
- O co chodzi? - w końcu przerwałam milczenie.
- Powiedziałaś już Ashtonowi o swoim chłopaku? - zapytał zgryźliwie.
Ominęłam to pytanie milczeniem, spuszczając głowę.
- No jasne, że nie - prychnął. - Mad, to nie jest chłopak dla ciebie.
Po tych słowach, wstał z krzesła i kucnął przed łóżkiem. Siłą woli zmusił mnie, żebym na niego spojrzała. Miał poważną twarz, ale mimo to, widziałam na niej cień zmartwienia.
- Dlaczego tak uważasz?
- Zapomniałaś już czym się zajmuje?
- A zapomniałeś czym ty się zajmujesz?
- Dobra, koniec wymiany pytań - zarządził ostro, wstając z podłogi.
Zaczął chodzić po pokoju w te i z powrotem, krzyżując ręce na piersi. Wyraźnie intensywnie nad czymś rozmyślał. Wiedziałam, że próbuje podać mi jakieś silne argumenty, więc czekałam cierpliwie, aż ułoży sobie wszystko w głowie. Nieważne co by mi powiedział, nie zmieniłabym zdania co do Zayna.
- On jest po prostu zły - powiedział, na co wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem.
- To wszystko co masz mi do powiedzenia? - odszczekałam. - Nie przekonałeś mnie.
- Nie podoba mi się to, że ufasz niewłaściwej osobie - próbował dalej. - Nieźle ci idzie ukrywanie tego wszystkiego przed rodzonym bratem. Ciekaw jestem, co będzie, jeśli się dowie o twojej zdradzie. Zadajesz się z największym wrogiem Ashtona, jak i moim. Nie oczekuj, że wszyscy będą wkoło ciebie skakać i obchodzić się z tobą jak z jajkiem. Już i tak robimy wszystko, żeby cię ochronić, ale problem w tym, że nie chcesz współpracować i właśnie tym sposobem przyciągasz kolejne kłopoty. Zdecyduj w końcu, po której stoisz stronie.
Po tej wyczerpującej wypowiedzi, chłopak wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą ze swoimi myślami. Na prawdę wzięłam sobie do serca to, co powiedział. Co do Ashtona, miał rację... Nie mogłam tego dłużej ukrywać przed bratem. Niestety, niemożliwe, żeby jego reakcja była pozytywna.
Mad, no dalej, myśl co zrobić z tym fantem...
Głowiłam się tak bardzo, że aż ponownie poczułam ból w czaszce. W końcu postanowiłam, że po prostu mu o tym powiem. Ukrywanie tego, że tak długi czas może równać się z kłamstwem.
Westchnęłam ciężko, po czym poszłam niepewnie do pokoju obok. Drzwi były uchylone, więc weszłam bez pukania. Ashton siedział przy biurku i pisał coś na kartce, a w uszach jak zawsze miał słuchawki. Podeszłam bliżej, bawiąc się bransoletką, którą miałam na nadgarstku, żeby uspokoić nerwy.
- Ash? - szturchnęłam go w ramię.
- Co jest, siostrzyczko? - odparł, wyłączając muzykę.
- Jest coś o czym muszę ci powiedzieć - zaczęłam.
Spojrzał na mnie znacząco, zachęcając do kontynuacji.
- Proszę, tylko nie wściekaj się na mnie - ściszyłam głos. - Ja i Zayn... my...
- Nie - syknął, odwracając głowę. - Ani mi się waż... kończyć tego zdania.
Po tych słowach, walnął pięścią w blat, a w jego oczach widziałam żywy ogień.


/Curly Angel
Przepraszam, że znowu musieliście czekać tak długo. Jeśli ktoś lubi romanse to zapraszam na mojego innego bloga  ►klik
Jeśli jesteś tu nowy, a chcesz być informowany o kolejnych rozdziałach, zapraszam do zakładki informowani

28.06.2014

Rozdział 10

Zayn's POV*

Nieudane poszukiwania sprawiły, że miałem na prawdę podły humor. W drodze do szkoły, towarzyszył mi jedynie deszcz. Nie miałem pewności, że tam ją znajdę, ale zawsze warto było spróbować.
Zanim wszedłem do klasy, wziąłem głęboki wdech. Po przekroczeniu progu, od razu spojrzałem na ławkę, w której zazwyczaj siedziała Madeline. Gdy ją zobaczyłem, poczułem ulgę, którą po chwili zastąpiło zdenerwowanie. Jakby nigdy nic, zająłem swoje miejsce z tyłu klasy. Kilka par oczu zwróciło się w moją stronę, ale ona nawet nie zauważyła, że przyszedłem. Postanowiłem zaczepić ją dopiero po lekcji.
Przez całe czterdzieści pięć minut gapiłem się na jej brązowe włosy. Kiedy tylko zadzwonił dzwonek, zerwałem się z krzesła i wybiegłem z klasy. Oparłem się o ścianę i czekałem chwilę, zanim złapałem Mad za rękę i pociągnąłem za sobą. O dziwo, poszło łatwo, w ogóle nie stawiała oporu.
Zaprowadziłem ją na tył szkoły i dopiero wtedy mogłem przyjrzeć się jej uważniej. Miała podkrążone oczy i niedokładnie wyczesane włosy, przez co wyglądała dość niechlujnie. Szczerze zdziwił mnie ten widok.
- Co się z tobą stało? - zapytałem.
- Zostałam porwana - odparła, posyłając mi mordercze spojrzenie.
Wtedy obudził się w niej demon. Wyszarpnęła rękę z mojego uścisku i zacisnęła dłonie w pięści. Przybrała na prawdę groźną minę, jak nigdy wcześniej. Bez wahania uderzyła mnie pięścią w twarz. Nie mogąc uwierzyć, że to zrobiła, stałem jak słup soli, trzymając się za piekący policzek. Mimo bólu, nie miałem ochoty się jej odpłacić; poczułem, że na to zasłużyłem. Wymierzała we mnie kolejny cios, ale zdążyłem ją powstrzymać, łapiąc mocno za nadgarstki, które momentalnie posiniały. Nie chciałem sprawiać jej bólu, więc zluźniłem uścisk, ale nie puściłem. Dziewczyna nagle złagodniała, znowu wyglądała niewinnie jak wcześniej. Zanim pomyślałem, nachyliłem się nad nią, żeby złożyć na jej ustach pocałunek. Brak protestu uznałem za zielone światło. Wtedy, pierwszy raz w życiu, serce zabiło mi szybciej, z innego powodu, niż przypływ adrenaliny.
- Pewnie mi nie uwierzysz - powiedziałem, zaraz po tym jak się od siebie oddaliliśmy. - Kocham cię.
Widziałem wyraźne zdziwienie w jej oczach, ale także wypieki na policzkach. Uniosłem kąciki ust ku górze. Cholera, dawno tego nie robiłem.


Madeline's POV*

Weszłam do domu, wciąż nie wierząc w to co się stało. Miałam wrażenie, że byłam w bardzo realistycznym śnie, z którego nie mogłam się wybudzić.
Nie miałam ochoty na nic do jedzenia, więc od razu poszłam do pokoju. Rzuciłam torbę w kąt, po czym położyłam się na łóżku i wlepiłam wzrok w sufit. Mimowolnie dotknęłam ust, przypominając sobie o pocałunku. Słowa wypowiedziane przez niego były dla mnie absurdalne.
Nagle usłyszałam jak ktoś wszedł do pokoju. Usiadłam, żeby móc zobaczyć kto mnie odwiedził. To mała Lily. Siostra usiadła obok mnie.
- Wiem, że nie chciałaś o tym gadać - zaczęła. - Ale możesz mi powiedzieć gdzie byłaś?
- Kochanie - odparłam, obejmując ją ramieniem. - Nie chcę cię w to mieszać. Mama uszanowała to, że nie chcę o tym mówić, co było dość dziwne. Proszę cię, zrób to samo.
- Ale to coś strasznego?
Pokręciłam przecząco głową; za wszelką cenę nie mogłam mieszać w to młodszej siostry. Rozumiem, że chciała wiedzieć, ale obiecałam sobie, że nigdy nie obarczę jej moimi problemami.
Skinęła głową, po czym odeszła bez słowa. Wiedziałam, że tak będzie dla niej lepiej. Wolałam, żeby była na mnie obrażona, niż wplątana w tak poważne sprawy.

W nocy miałam problem z zaśnięciem. Leżałam bezczynnie, gapiąc się w ciemną ścianę. Wciąż nie mogłam się otrząsnąć. To przecież nie mogło na prawdę mieć miejsca.
Nagle usłyszałam przerażające stukanie. Zapewne mi się zdawało, byłam już przewrażliwiona, a przynajmniej tak myślałam. Jednak irytujący dźwięk nie ustawał. Rozejrzałam się po pokoju, ale nie zobaczyłam niczego nadzwyczajnego. Dopiero po chwili zauważyłam, że okno samo się otwiera. Zaciągnęłam kołdrę na szyję, jakby to miało mnie ochronić przed wszelkim złem, i wstrzymałam oddech. Z parapetu na podłogę zeskoczyła mroczna postać, ale nie wiedzieć czemu, nie bałam się, wiedziałam kto to. Zayn ściągnął kaptur, po czym także zdjął buty. Kiedy wchodził pod moją kołdrę, zastygłam w miejscu. Na chwilę dosłownie zapomniałam o wszystkich złych rzeczach, które mnie przy nim spotkały i nie miałam zamiaru tego dłużej rozpamiętywać.
- Hej - szepnął mi do ucha, co wywołało u mnie dreszcze na całym ciele.
Położył dłoń na moim biodrze i przysunął do siebie. Wtedy, sama nie wiedziałam dlaczego, poczułam się bezpiecznie.
- Zrozumiałem coś - mówił aksamitnym szeptem. - Przy tobie się zmieniam na lepsze.Te słowa sprawiły, że poczułam się jakbym zrobiła coś na prawdę dobrego. Wcześniej, ten człowiek mnie przerażał, a teraz, nagle stał się potulny jak baranek; wolałam go właśnie w takiej wersji.
Czułam jak palcami przeczesywał moje włosy, co automatycznie mnie usypiało.
Mogłabym tak trwać wiecznie.
Nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam.

Z samego rana, obudziłam się, a obok mnie nikogo nie było. Na podłodze nie leżały buty, a okno było zamknięte. Zaczęłam się zastanawiać, czy to co miało miejsce w nocy, nie było jedynie wytworem mojej wyobraźni. Wtem przypomniałam sobie usta Zayna tuż na moich; to na pewno zdarzyło się na prawdę.
Dopiero po chwili, wstałam z łóżka i poszłam na śniadanie. Przy stole zastałam Ashtona; wyglądał na wściekłego.
- Dzień dobry - powiedziałam pogodnie.
Cisza.
Wzięłam z szafki miskę, po czym zajęłam miejsce na przeciwko brata. Nasypałam płatków do naczynia, bacznie obserwując Ashtona.
- Co się stało? - zapytałam.
- Nic - warknął w odpowiedzi.
Bez żadnych więcej słów, wstał od stołu i poszedł na górę.
Nie miałam pojęcia o co mu chodziło, ale postanowiłam zająć się tym nieco później. Zjadłam spokojnie śniadanie i po przygotowaniu się, wyszłam z domu. Tam, ujrzałam znajomy samochód, a za kierownicą siedział Zayn. Nie byłam pewna czy mam zająć miejsce po stronie pasażera, ale chłopak wyszczerzył zęby i zachęcił mnie ruchem ręki. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak pogodnego. W końcu zdecydowałam się wsiąść do auta. Tam chłopak przelotnie pocałował mnie w policzek, po czym odpalił silnik. 
Po kilkunastu minutach przyjechaliśmy na szkolny parking. Gdy wysiadałam z samochodu, wszystkie oczy były zwrócone w moją stronę. Zawstydzona, wlepiłam wzrok w czubki swoich butów. Kiedy poczułam na swoim biodrze dłoń Zayna, poczułam się pewniej.


Zayn's POV*

Gdy wchodziliśmy do szkoły, czułem na sobie wzrok kilkunastu par oczu, co dawało mi satysfakcję, choć nie wiedziałem dlaczego. Przyciągnąłem Madeline jeszcze bliżej siebie, przez co czułem się jak król całego świata. Kiedy miałem ją przy sobie nie potrzebowałem już nikogo innego.
Nawet nie zauważyłem, kiedy to wszystko się wydarzyło. Spojrzałem na nią i nie mogłem uwierzyć, że spotkało mnie takie szczęście. Postanowiłem sobie, że tym razem będę dla niej dobry i będę ją traktować tak jak należy. 
Nagle z zamyślenia wyrwała mnie twarz wroga. Na końcu korytarza, zobaczyłem Luke'a i Caluma z gangu Ashtona. Oboje wytrzeszczali oczy, co wywołało u mnie złośliwy uśmiech; niech gnojki płaczą. Ponownie zerknąłem w stronę dziewczyny i dostrzegłem na jej twarzy cień smutku. Wsunąłem dłoń do tylnej kieszeni jej spodni - od razu się otrząsnęła. Popatrzyła na mnie, więc pocałowałem ją w czoło, żeby choć przez chwilę poczuła się przy mnie bezpieczna.


Madeline's POV*

Dostrzegłam na twarzy Caluma nie tylko zaskoczenie, ale też coś jakby... rozczarowanie? Wtedy się zmartwiłam. Nie tylko Ashton mnie znienawidzi, ale także on... Nie chciałam nikogo ranić, a w takiej sytuacji na pewno nie mogłam zadowolić każdego. Zaczęłam poważnie się zastanawiać nad tym wszystkim, ale przeszkodziła mi w tym dłoń Zayna, wędrująca po moim tyłku. Całował mnie delikatnie, ale w jego oczach widziałam coś dziwnego i nie miałam pojęcia co to było, ani jak to nazwać. 

Po szkole, Zayn jak szofer odwiózł mnie do domu. Chciałam już wejść do środka i miałam nadzieję, że zastanę tam Ashtona. Niestety nie siedział ani w kuchni, ani w salonie. Postanowiłam więc zapukać do jego pokoju. Słyszałam dobiegającą stamtąd muzykę, więc byłam pewna, że znajdę tam brata. Nieśmiało nacisnęłam klamkę; chłopak leżał na łóżku, a w uszach miał słuchawki. Bez wahania usiadłam obok niego, gdyż koniecznie musieliśmy porozmawiać. Na mój widok, od razu wyłączył swój odtwarzacz MP3 i przeszedł do pozycji siedzącej. 
- Co jest, Mad? - zapytał.
- A co działo się z tobą rano? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Ten momentalnie, spuścił głowę i spojrzał na swoje dłonie. Wiedziałam, że coś ukrywał i wcale nie chciał się tym ze mną podzielić.
- O co chodzi? - spróbowałam ponownie.
- Nie interesuj się - warknął, po czym wstał z łóżka i podszedł do biurka.
Jak cień, podążyłam za nim. Skrzyżowałam ręce na piersi, oczekując prawdziwej odpowiedzi. On dobrze wiedział, że nie odpuszczę tak łatwo. Oparł się o blat i westchnął ciężko.
- Słuchaj - zaczął. - Nie chcę cię w to mieszać.
- Już i tak jestem zamieszana. Nie krępuj się.
- Znalazłem coś wczoraj.
Zaintrygował mnie, mimo że nie wiedziałam z czym to coś miało związek.
- Co to takiego? - dopytywałam. 
Nic nie odpowiedział, a zamiast tego, zaczął grzebać w szufladzie biurka. Po chwili wyciągnął z niej kopertę, na której widniał napis "Ashton i Madeline". Bez wahania, wyrwałam ją z ręki brata i wyszłam z pokoju. Chciałam w spokoju zobaczyć co jest w środku, ale Ashton stwierdził, że musi mi towarzyszyć. Usiadłam na podłodze w swoim pokoju, a on na przeciwko mnie. Trzęsła mi się ręka, więc z otwarciem koperty miałam pewne trudności, lecz w końcu się udało. W środku znalazłam list. 

Drogie dzieci,
mam nadzieję, że dostaniecie ten list tuż po mojej śmierci. Chciałbym Wam wyjaśnić kilka rzeczy i liczę na wasze zrozumienie. Nie chciałem od Was odchodzić, ale sprawy tak się ułożyły, że nie było innej opcji. Proszę, nie wplątujcie w to Lily, jest jeszcze za mała. Chodzi o to, że...

W tym momencie list się kończy. Wytrzeszczyłam oczy i szukałam dalszej części lub czegokolwiek, z czego dowiedziałabym się więcej. Niestety nic takiego nie znalazłam; czułam niedosyt.
- Co to, do cholery, jest?! - wrzasnęłam.
Ashton w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami. Najwyraźniej nie tylko on nie wiedział co jest grane. Problem w tym, że nie wiedziałam jakim sposobem mogę poznać resztę listu.


/Curly Angel

11.06.2014

Rozdział 9

Madeline's POV*

Siedziałam samotnie w pokoju, do którego zaprowadził mnie Zayn. Nie było w nim zbyt wiele mebli, jedynie łóżko i stara szafa. Popatrzyłam przez okno, rozciągało się tam tylko pole i żadnej żywej duszy. Usiadłam na podłodze, czekając na wybawienie.
Nagle ktoś nacisnął klamkę; Zayn wszedł do pokoju, trzymając w ręku puszkę. Zbliżył się i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Trzymaj - powiedział, podając mi gazowany napój.
Wzięłam go, lecz wcale nie czułam pragnienia. Odłożyłam puszkę na parapet i patrzyłam z dołu na chłopaka. Nie wyglądał na wściekłego, właściwie, jego twarz nie pokazywała żadnych emocji. Póki co, postanowiłam sobie odpuścić prowokowanie go; dla własnego bezpieczeństwa.
- Jadę z chłopakami do miasta - oznajmił. - Zamykam drzwi, więc nic nie kombinuj.
- Jasne, szefie - odparłam sarkastycznie.
Posłał mi groźne spojrzenie, ale nic nie odpowiedział; wyszedł. Usłyszałam tylko jak przekręca klucz i schodzi po schodach. Chwilę później zobaczyłam samochód, odjeżdżający w stronę centrum; odetchnęłam z ulgą. Położyłam się na łóżku, ale zaraz potem z niego zeszłam, gdyż nie pachniało zbyt atrakcyjnie. Kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Usiadłam na środku pokoju i popatrzyłam na sufit. Zwisał z niego tylko jeden kabel, zakończony wejściem na żarówkę. Zastanawiałam się czy Ashton po mnie wróci, czy może postanowił sobie odpuścić.
Tak bardzo go potrzebuję...


Calum's POV*

Siedziałem na kanapie, zakrywając twarz dłońmi; nie miałem ochoty na nikogo patrzeć, a tym bardziej rozmawiać. Nie mogłem uwierzyć w to, co się wydarzyło. Jak można być taką ofiarą losu jak ja? Tylko ja potrafiłem spieprzyć całą akcję. Zadręczałem się tym cały dzień i nie miałem pojęcia co robić dalej. Czułem się jakby czas stanął w miejscu, co wcale nie pomagało.
- Co robisz? - usłyszałem nagle głos Ashtona.
- Siedzę - wycedziłem przez zęby.
- To wstawaj, bo idziemy po Madeline.
- Nie mam ochoty na żarty.
- Dobrze, więc idę sam - powiedział, po czym ruszył w stronę drzwi.
- Czekaj - zatrzymałem go w połowie drogi. - Co ty gadasz?
- Wiem gdzie jest i mam pomysł jak ją stamtąd zabrać.
Nie musiał powtarzać; wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do jego auta. Nie wiedziałam co planował, ale ufałem mu. Nie wiedziałem jednak dlaczego nie zabrali się z nami Luke i Michael.
Włączyłem radio, żeby chociaż trochę umilić nam tę podróż. Patrzyłem przez okno, rozmyślając. Chciałbym móc ją przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, a nawet nie wiedziałem czy jeszcze żyje.
- Luke mnie powiadomił, że Malik i spółka pojechali załatwiać swoje sprawy - oznajmił nagle Ashton, odpowiadając na pytanie, którego nie zadałem. - To nasza jedyna szansa.
Przytaknąłem, a po tych słowach poczułem się nieco pewniej. Wierzyłem, że tym razem nam się uda.
Kiedy dojechaliśmy do domu, gdzie była Madeline, wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy w stronę budynku.
- Rzucaj kamieniami w okno - polecił Ash. - Ja pójdę do innego.
Stanąłem przy ścianie i popatrzyłem w górę.
Jak, do cholery, mamy ją ściągnąć z takiej wysokości?
Chwyciłem niewielki kamyk i cisnąłem nim w szybę.
Cisza.
Wziąłem kolejne dwa i powtórzyłem czynność. Wtedy usłyszałem coś, poza stukaniem w okno.
Zobaczyłem przerażoną twarz dziewczyny. Od razu zacząłem do niej machać, a ta otworzyła okno bez problemu. Spodziewałem się, że będzie zamknięte.
- Calum! - pisnęła.
- Jestem tu! - odpowiedziałem. - Chodź do mnie.
- Jak?
- Ashton! - postanowiłem zawołać przyjaciela. - Znalazłem!
Po kilku sekundach, Ashton wybiegł zza domu. Kiedy zobaczył siostrę, na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech.
- Mad, skacz! - rozkazał, wyciągając ręce w jej stronę.
- Zwariowałeś? - odparła.
- Nie masz wyboru - dodałem.
Nawet z tak dużej odległości widziałem strach w jej oczach. Przygryzła wargę; najwidoczniej się wahała. Na szczęście, już po krótkiej chwili, wspięła się na parapet. Zacząłem szukać czegokolwiek, co pomogło by jej w zejściu. Wtem ujrzałem rynnę.
- Po lewej stronie jest rynna. Dosięgniesz do niej.
Madeline spojrzała w kierunku rury, ale nie wyglądała na przekonaną. Ku mojemu zaskoczeniu, wyciągnęła rękę w jej stronę i chwyciła ją bez trudu. Podeszliśmy bliżej, żeby ją asekurować. W oczekiwaniu, zaciskałem zęby. Ta droga nie wyglądała na łatwą, lecz po kilku minutach, stopa Madeline w końcu dotknęła ziemi. Bez wahania, objąłem dziewczynę; wreszcie poczułem ulgę. Kiedy ją puściłem(choć wcale nie miałem na to ochoty), Ashton otoczył ją swoim ramieniem i ruszyliśmy w stronę samochodu. Usiadłem z tyłu, a Mad tuż obok mnie. Dzieliła nas pewna odległość, której nie mogłem zaakceptować. Chwyciłem jej dłoń, posyłając przy tym pocieszający uśmiech. Ta, jak na zawołanie, zaczęła płakać, po czym przysunęła się bliżej i objęła mnie w pasie. Dostrzegłem w lusterku spojrzenie Ashtona; zignorowałem je. Pocałowałem brunetkę w czubek głowy.
- Już jesteś bezpieczna - szepnąłem. - Nie pozwolę cię więcej skrzywdzić.
Jęknęła w odpowiedzi, w której usłyszałem cierpienie, a przecież tego, za wszelką cenę, chciałem uniknąć.
- Mama! - krzyknęła niespodziewanie. - Pewnie odchodzi od zmysłów.
- Wiesz... - zaczął Ash. - Jest zrozpaczona, zawiadomiła policję, ale wie, że cię szukałem.
- Policję?! Przecież Zayn mnie zabije jak się o tym dowie.
Wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem.
- To nie jest zabawne - warknęła.
- To jest baaardzo zabawne. Nie odważyłby się.
Nie mogłem uwierzyć, że tak ją nastraszył. Na samą myśl, co mógł jej robić, przeszły mnie dreszcze.


Zayn's POV*

Po powrocie do domu, poszedłem do pokoju Madeline. Udało nam się załatwić wszystkie sprawy, więc towarzyszył mi dobry humor. Otworzyłem drzwi i uśmiech od razu spełzł mi z twarzy; nigdzie nie widziałem dziewczyny. Zajrzałem do szafy, ale nic nie wskazywało na to, że bawi się w chowanego. Wtedy zobaczyłem otwarte okno.
Cholera.
Podbiegłem do niego i spojrzałem w dół. Poczułem narastającą złość i chęć zabicia każdego, kto mi przeszkodzi. Nie miałem konkretnego planu, ale wiedziałem, że muszę ją znaleźć.
Jak mogłem nie pomyśleć o tym cholernym oknie? Nie spodziewałem się, że skoczy z takiej wysokości. Mała, wredna...
Zbiegłem na dół, do kuchni. Zastałem przyjaciół, siedzących przy stole. Gdy wpadłem do pokoju z impetem, wszyscy nagle zwrócili głowy w moją stronę.
- Co jest? - zapytał Niall, po czym napił się wody.
- Nic - odparłem.
Wraz z jego pytaniem, zrozumiałem, że sam muszę to załatwić. Nie chciałem, żeby ktoś mi przeszkadzał.
- Wychodzę - syknąłem.
Przed wyjściem na zewnątrz, wyciągnąłem pistolet ze spodni i odłożyłem go na stolik; nie chciałem go już więcej używać tego dnia.


*

Przepraszam, że taki krótki i tak długo czekaliście, ale obydwie miałyśmy małą zaćmę... Mam nadzieję, że się spodoba:)

/Curly Angel