23.05.2014

Rozdział 7

Madeline's POV*

Razem z Lily i Ashtonem cisnęliśmy się na tylnym siedzeniu auta. Miałam skwaszoną minę, bo ten rodzinny wyjazd wcale mi się nie uśmiechał. Mama wymyśliła, żebyśmy razem z Robinem - ojczymem - pojechali na weekend nad jakieś głupie jezioro.
Moja biedna młodsza siostra nie miała pojęcia o żadnej ze złych rzeczy, które ostatnio mnie spotkały. Błagałam, żeby tylko jej nic się nie stało.
- Pośpiewamy? - zaproponował Robin.
- Nie! - krzyknęłam równo z Ashtonem.
Wymieniliśmy wrogie spojrzenia, po czym ponownie przylepiłam nos do szyby. Znajdowaliśmy się dosłownie po środku łysego pola. Słońce świeciło, a zboże lśniło w jego promieniach. Uchyliłam okno, żeby móc poczuć powiew świeżego powietrza.
Może ten wyjazd nie był aż takim złym pomysłem; w końcu będę mogła odpocząć od tego przeklętego Bradford.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce Rob uświadomił nam, że będziemy spać w namiotach. Nie lubiłam za bardzo takich klimatów, gdyż bałam się robactwa, wchodzącego do mojego śpiwora. Na samą myśl o tym przechodziły mnie ciarki.
- Nie martw się, Madeline - mama postanowiła wesprzeć mnie w tej trudnej sytuacji. - Brat cię obroni przed krwiożerczymi robakami.
Wybuchnęła śmiechem, a ja zmarszczyłam czoło w odpowiedzi. Byłam zdenerwowana, a komary zaczęły do mnie przylatywać, co wcale nie było pocieszeniem.

- Mnie mogłeś powiedzieć! - syknęłam. - Zawsze sobie ufaliśmy... Nie wierzę, że ukrywałeś przede mną coś takiego.
- Nie chciałem cię narażać na niebezpieczeństwo - odpowiedział Ashton. - Zrozum to w końcu! Najwyraźniej nie dojrzałaś do tej informacji.
- Tak bardzo chciałeś mnie chronić, że zostałam pobita i porwana!
- Cicho! - warknął nagle. - Mama nie może tego usłyszeć.
- Dlaczego to robisz?
Tym pytaniem skończyliśmy rozmowę, gdyż nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Odwróciłam się do brata plecami i weszłam do śpiwora. Na dobranoc poczułam ukąszenie komara w okolicy szyi. Zaklęłam pod nosem, po czym poszłam spać.

Kiedy otworzyłam oczy nie wiedziałam gdzie jestem. Zaczęłam się rozglądać.
Cholera. Co to za miejsce?
Byłam w niepozornej sypialni z łóżkiem i szafą - nic nadzwyczajnego. Podeszłam do jedynego okna, żeby zobaczyć w jakiej jestem okolicy. Za szybą widziałam jedynie gęsty las. Wtedy zaczęłam panikować, a serce momentalnie zabiło szybciej. Od razu pomyślałam o ucieczce, bo pobyt w tym miejscu nie wróżył nic dobrego. Obawiałam się, że dobrze wiem kto mnie tu zawlókł. Pozostawało pytanie: jak?
- Jak miło, że już wstałaś - usłyszałam znajomy głos.
- Po coś mnie tu przyprowadził? - warknęłam na Zayna.
- Przyprowadziłem? Spałaś jak zabita, więc bez problemu cię tu zaniosłem.
Nie mogłam uwierzyć. To była jakaś paranoja. Chciałam wybiec z tego domu i ukryć się w lesie, ale wiedziałam, że nie było mowy o ucieczce, póki jest tu Zayn.
- Nawet o tym nie myśl - uprzedził.
Spojrzałam na niego spode łba.
- Nienawidzę cię... - powiedziałam do siebie niemal bezgłośnie.
- Chodź - polecił, łapiąc mnie za ramię.
Wyszliśmy z pokoju, po czym zeszliśmy po schodach. To był ten sam dom, w którym byłam wcześniej. Zobaczyłam burzę brązowych loków w innym pomieszczeniu. Właśnie tam poszliśmy dalej. Była to skromnie urządzona kuchnia. Przy stole siedział nie tylko Harry, ale także Niall i dwóch innych chłopaków. Jednego widziałam wcześniej, ale wtedy był cały we krwi; tym razem wyglądał zdecydowanie lepiej. Ostatniego z nich widziałam pierwszy raz w życiu.
Nagle wszystkie cztery pary oczu zwróciły się w moją stronę.
- Wreszcie się obudziła nasza księżniczka - powiedział Niall, na co reszta zaśmiała się w odpowiedzi.
Poczułam rumieńce na twarzy na dodatek, że byłam w piżamie.
- Chcesz kawy? - zaproponował Zayn.
Podszedł do blatu, na którym stał dzbanek z ciemną cieczą. Kiedy nalewał jej do kubka wyglądała na gęstą; przypominała smar samochodowy. Wcale nie miałam ochoty na taki obleśny napój.
- Musimy porozmawiać - odezwał się Harry. - Wszyscy.


Zayn's POV*

- Ależ ona jest śliczna - powiedział Horan, wstając z miejsca.
Widziałem w jaki sposób na nią patrzył, co od razu wywołało u mnie przypływ gniewu; miałem ochotę przywalić mu w twarz. Złapałem Madeline w pasie i przyciągnąłem ją do siebie.
- Spadaj stąd - syknąłem w jego stronę.
- Nie licz na wiele - odparł kpiąco, ale wycofał się.
- Siadajcie - zarządził Styles.
Usiadłem na wolnym krześle i zmusiłem Mad, żeby usiadła na moich kolanach. Chciała się wyrwać, ale nie miała żadnych szans. Mocno objąłem ją ramionami.
Harry odchrząknął znacząco, przygotowując się do przemowy. Nienawidziłem kiedy się rządził.
- Słońce, powiedz mi co wiesz - spojrzał na Madeline.
-  Ale o czym?
- O gangach.
Cisza.
Louis uderzył pięścią w stół.
- Mów! - krzyknął.
- Jesteście w gangu i zabijacie ludzi bez powodu... - wydusiła z siebie.
- Bez powodu? - ta odpowiedź zdziwiła Louisa. - Myślisz, że robimy to dla zabawy?
- Jakbyście tego nie lubili to nie robilibyście tego.
Harry, Niall i Louis wybuchnęli śmiechem, po czym wszyscy na raz zrobili groźne miny. W oczach dziewczyny zobaczyłem przerażenie.
- A co powiesz o swoim kochanym braciszku? - naciskał dalej Tomlinson.
- Nic nie powiem.
- W porządku - szepnął sarkastycznie.
Wstał z miejsca i podszedł do Madeline. Złapał ją za nadgarstki, siłą ciągnąc za sobą.
- Zostaw mnie! Zayn!
Wołała mnie, ale nie zareagowałem. Zmuszałem sam siebie do siedzenia w miejscu. Zaciskałem zęby, żeby tylko się nie poruszyć. Ostatnie co zobaczyłem to jej błagalne spojrzenie.


Calum's POV*

Kiedy siedziałem w pokoju i grałem w gry video, nagle do domu wpadł Ashton; był wściekły.
- O co chodzi, stary? - zapytałem, odkładając konsolę.
- Ten skurwysyn porwał Madeline! - wrzasnął.
Jak na komendę zerwałem się z miejsca gotowy do akcji. Nie mogłem pozwolić, żeby coś jej się stało. Na samą myśl o okropnych rzeczach, które mogą z nią robić, przeszły mnie ciarki.
- Dzwoń po chłopaków - poleciłem. - Jedziemy po nią.
Piętnaście minut później w czwórkę siedzieliśmy w samochodzie Ashtona. Usiadłem na miejscu pasażera, a Luke i Michael z tyłu. Uzbrojeni nie zwlekaliśmy.
- Jedź szybciej - poganiałem Irwina.
Od razu przyspieszył. W radiu leciała jakaś smutna ballada, ale nikt nie zdecydował się, żeby włączyć coś innego. Całą drogę pokonaliśmy w niespełna pół godziny. Nie mieliśmy żadnego planu, z czego zdałem sobie sprawę dopiero kilka metrów przed kryjówką Malika.
- Cholera, są wszyscy - zauważył Michael.
- Zawracaj - powiedział Luke.
Ashton zrobił zgrabny manewr i zmienił kierunek jazdy.
- Nie mogliście wcześniej tego zaplanować? - żachnął się.
- Wyskakuj, Michael - w mojej głowie narodził się plan. - Mam pomysł.
Mikey wyszedł z samochodu i ukrył się za drzewami w lesie na przeciwko domu. Odjechaliśmy dalej, zostawiając go samego. Prosiłem w myślach, żeby tylko żaden z wrogów nas nie zobaczył. Wyglądało na to, że byli zajęci, bo nikt nie wyszedł z pistoletem w ręku. Czekaliśmy w ciszy na jakiś znak. Po chwili milczenia do Ashtona zadzwonił Michael.
- Co się tam dzieje?
- Słyszę krzyki, jakby ktoś ją zażynał.
- Idziemy tam! - krzyknąłem.
- Stój - zatrzymał mnie Luke, kładąc dłoń na moim ramieniu.
Krew buzowała mi w żyłach. Towarzyszyła mi nieodparta ochota zabicia tych wszystkich sukinsynów. Byłem gotowy z biegu strzelić każdemu w łeb.
- Dwóch wsiadło do auta i odjechali - usłyszałem głos z słuchawki.
Kiedy obok nas przejechał granatowy Mercedes ruszyliśmy do akcji. Poszczęściło nam się, bo mogliśmy czekać nawet kilka godzin. Zgarnęliśmy Mikeya i bez zastanowienia wbiegliśmy do domu. Na wejściu usłyszałem błagalne krzyki Madeline. Wbiegłem na górę za jej głosem. Bez wahania wpadłem do pokoju i ujrzałem brunetkę bitą przez Louisa. Złapałem chłopaka od tyłu i walnąłem nim o ścianę.
- Uciekaj stąd! - syknąłem, po czym dostałem pięścią w twarz.
Kopnąłem Tomlinsona w piszczel i walnąłem go w brzuch. Nie spodziewałem się, że mogę zadać taki mocny cios; chłopak upadł na podłogę. Wykorzystałem okazję i wybiegłem z pokoju, chcąc znaleźć Mad. Na dole zastałem zakrwawionego Luke'a i Ashtona, siłującego się ze Stylesem. Wziąłem rannego pod ramię i zaprowadziłem go do auta. Niespodziewanie usłyszałem strzał.
Cholera.


/Curly Angel

14.05.2014

Rozdział 6

Madeline's POV*

- Dlaczego go uderzyłeś?! - wymamrotałam, kierując się w stronę szkoły.
- Dlaczego, kurwa? Jeszcze mnie o to pytasz? Zasłużył sobie na to - wysyczał, dorównując mi kroku.
- To jest mój znajomy,Zayn! Nie powinieneś tego robić jak i wielu innych rzeczy. Mam cię już dosyć, zostaw mnie w spokoju! - wykrzyczałam w jego stronę, przyśpieszając jeszcze bardziej.
- My się chyba nie rozumiemy, kochanie. Nie zostawię cię, nie ma takiej opcji - chłopak dogonił mnie i złapał za nadgarstki, ściskając tak, że momentalnie zrobiły się sine.
- Nie mam zamiaru zadawać się z taką osobą jak ty! - syknęłam mu w twarz, a jego oczy zrobiły się ciemniejsze. Poczułam mocniejszy uścisk, z którego próbowałam się wyrwać, ale bez skutecznie.
- Posłuchaj mnie, Mad. To nie ty ustalasz tutaj zasady i będziesz robiła to co ci mówię.
- Chyba sobie kpisz ze mnie, dupku - powiedziałam gniewie, po chwili orientując się, że nie było to dobrym pomysłem. Poczułam nieprzyjemne uderzenie w twarz. Pobladłam na widok Zayna dłoni na moim policzku. Jak on mógł znowu mnie uderzyć? Popatrzyłam na niego z nienawiścią; chciałam jeszcze coś dodać, ale pohamowałam się i poszłam do szkoły. O dziwo pozwolił mi na to, co było dziwne.

Rozległ się dzwonek na lekcję. Wchodząc do klasy od matematyki, myślałam tylko o tym, że będę musiała oglądać tego potwora i jego przyjaciela, który mnie pobił prawie na śmierć.
Zajęłam miejsce obok Kate, która spojrzała na mnie z zaniepokojonym wzrokiem.
- Madeline, nic ci nie jest?
- A co ma być? - skłamałam w nadziei, że nie będzie mnie wypytywać o inne rzeczy.
- Nie rób ze mnie idiotki. Masz siniaka pod okiem ktoś ci musiał to zrobić.
- Nic mi nie jest, po prostu się uderzyłam - znowu skłamałam. Nie mogłam jej powiedzieć prawdy. Nie chciałam ją w to wciągać. Choć bardzo chciałam jej opowiedzieć o wszystkim, nie mogłam. Bóg wie co by się stało gdybym to zrobiła. Pewnie została bym zabita przez Zayna lub któregoś z jego kolegów. Dużo opcji przychodziło mi teraz do głowy.
- Dobra, jak nie chcesz to nie mów - czarnowłosa odwróciła się ode mnie z obrażeniem.
Nauczyciel sprawdził  obecność. Wszyscy byli z wyjątkiem Horana i Malika. Z jednej strony cieszyłam się, że ich tutaj nie ma, ale z drugiej zastanawiałam się gdzie oni do cholery są?
Wibrujący telefon w mojej kieszeni wytrącił mnie z zamyślenia. Myśląc nad tym kto mógł do mnie napisać otworzyłam wiadomość.



To był Zayn, czułam to. Szczerze mówiąc nie przeszkadzało mi to, ale jeśli myśli, że przeprosiny wszystko naprawią i zapomnę o wszystkim to grubo się myli. Przy okazji, to skąd on miał mój numer?
Myślałam nad tym przez chwilkę, kiedy przypomniałam sobie o zajściu, które wydarzyło się niedawno. Wtedy to zabrał mi telefon i oddał dopiero gdy odwoził mnie do domu. Kto mu dał prawo do grzebania w nim?
Pieprzony cham.
Łzy napłynęły mi do oczu kiedy przypomniałam sobie o tamtych zdarzeniach. Nie mogłam się teraz rozpłakać obiecałam sobie, że będę silna. Zacisnęłam zęby i próbowałam ochłonąć. Z nudów dodałam numer Zayna do mojej krótkiej listy kontaktów i zajęłam się zajęciami, które strasznie mi się dłużyły.


Zayn's POV*

Sam fakt, że dałem się wytrącić z równowagi i ponieść emocją dobijał mnie. Zmierzwiłem swoje włosy i
patrzałem jak Mad odchodzi w kierunku drzwi do budynku. Co się ze mną dzieje?
Wiem tylko, że jest strasznie pyskata i to mnie w niej wkurwia. Może gdyby zamilkła była by atrakcyjniejsza.
Miałem ochotę komuś jebnąć.
Jeszcze raz ktoś się przystawi do niej to pożałuje i ona mnie przed tym nie powstrzyma.
Dostałem cynka od pośrednika, że mam kogoś do załatwienia.
Zabiłem już dużo osób w swoim życiu. Czasami nie wiedząc nic na ich temat. Po prostu dostawałem zlecenia, które wykonywałem. Taki układ pasował mi, lubię tą pracę. Jestem stworzony tylko do tego żeby zabijać. Czasu nie dało się cofnąć. Nie mogłem wymazać swojej przeszłości gdyż jest częścią teraźniejszości. Wyrzucić niektórych spraw z pamięci i zapomnieć o nich.
Zapaliłem papierosa i szedłem w kierunku parkingu, na którym stał mój czarny range rover. Wyrzuciłem niedopałek i wsiadłem do środka.
Nie mogłem wyrzucić z głowy twarzy dziewczyny, którą z zimną krwią uderzyłem. Chciałem żeby czuła się przy mnie bezpieczna, ale zawsze wychodzi na to, że jestem nieopanowanym dupkiem.
Coś kazało mi przeprosić Mad. Wyciągnąłem swojego iPhona z kieszeni moich czarnych jeansów i napisałem do niej krótką wiadomość. Wysyłając ją dziwnie się czułem, bo kiedy ja ostatni raz kogoś przeprosiłem? Rozmyślałem jeszcze przez chwilkę, po czym włożyłem kluczyki do stacyjki i przekręciłem, odpalając tym samym auto.
Po dwudziestu minutach dotarłem na miejsce. Zaparkowałem samochód po drugiej stronie ulicy i ruszyłem do akcji.


Madeline's POV*

Nie miałam ochoty dłużej siedzieć w tej szkole wiem, że jest dopiero jedenasta godzina i nie powinnam być zmęczona, ale byłam. Miałam dość wszystkiego wokoło. Postanowiłam więc uciec.
Ruszyłam wzdłuż korytarzem, przeciskając się przez tłum uczniów. Dotarłam do drzwi wejściowych i bez zawahania pociągnęłam za klamkę. Wiał lekki wiatr, ale nie było zimno, właściwie przyjemnie. Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie, żeby tylko żaden z nauczycieli nie przyłapał mnie na ucieczce. Spacer po mieście, na którym nikt mi nie będzie przeszkadzał dobrze mi zrobi; chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Idąc prosto przed siebie, zahaczyłam o pobliski park. Wszystko wyglądało na pozór spokojnie, dopóki nie zauważyłam uciekającego pana w podeszłym wieku. Na jego twarzy malował się strach; zastanawiało mnie co mogło go wywołać. Zamiast pobiec za nim, ruszyłam w przeciwną stronę. Zacisnęłam pięści, gotowa na stanie się superbohaterką (przynajmniej w moich snach). Kiedy zobaczyłam chłopaka, celującego pistoletem w głowę innego człowieka, natychmiast chciałam zawrócić. Niestety napastnik, wyczuł moją obecność i obrócił się.
No, nie. Cholera jasna.
Widok zdziwił mnie.Teraz już wiedziałam,że jest taki sam jak reszta. Czym prędzej wzięłam nogi za pas. Nie chciałam widzieć kolejnej sceny mordu, więc biegłam ile sił w nogach, a cieknących łez już niemal nie czułam. Pokonałam przynajmniej dwie ulice, po czym w końcu zwolniłam, gdyż brakowało mi tchu. Nerwowo spojrzałam za siebie, ale nikogo nie zauważyłam. Odetchnęłam z ulgą i nagle na kogoś wpadłam.
- Przepraszam - wydyszałam.
- Nic nie szkodzi - usłyszałam znajomy głos.
Podniosłam wzrok i gdy zobaczyłam przyjazną twarz Caluma, kamień spadł mi z serca.
- Dokąd tak pędzisz? - zapytał w żartach, ale gdy zobaczył jaka jestem zapłakana, od razu zrzedła mu mina. - Co się stało?
Próbowałam coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie. Kolana mi drżały, dłonie spociły. Miałam wrażenie, że za moment zemdleję. Kiedy zakręciło mi się w głowie próbowałam iść dalej, ale potknięcie się o własne nogi wcale mi w tym nie pomogło. Złapał mnie pod ramię i zaprowadził na pierwszą lepszą ławkę. Kiedy usiadłam, ukryłam twarz w dłonie, pragnąc zapomnieć o wszystkich mrocznych obrazach, które ostatnio widziałam.
- Powiedz co się stało, spróbuję pomóc - nalegał.
Zaśmiałam się nerwowo - kolejna osoba, która prosiła o coś, w co na prawdę nie chciałam ich mieszać.
- No, mów - powiedział, podwijając rękawy bluzy.
Wtem na jego rękach zobaczyłam masę tatuaży. Wytrzeszczyłam oczy, co nie umknęło jego uwadze. Spojrzał w bok jakby był zawstydzony.
- Teraz niektórych żałuję - odpowiedział na pytanie, którego nie zadałam.
Wtedy postanowiłam także podwinąć rękawy swojego swetra, ukazując liczne siniaki. Wcześniej zobaczył tylko jeden czy dwa.
- Też ich żałuję - wykrztusiłam, uśmiechając się lekko.
Chociaż tak na prawdę żałowałam, że pierwszego dnia szkoły postanowiłam wracać do domu na skróty. Na samą myśl o tamtej chwili przeszły mnie dreszcze.
Nie mogłam zrozumieć dlaczego, ale ufałam Calumowi bardziej niż komukolwiek w tym mieście pełnym morderców. W krótkiej chwili podjęłam decyzję o opowiedzeniu mu całej prawdy. Zaczęłam od mojego pierwszego dnia w Bradfort, aż do chwili teraźniejszej. Po wypowiedzeniu ostatniego słowa, poczułam jakby kilkutonowy głaz spadł mi z barków. Nigdy przedtem nie czułam takiej ulgi. Jednak moja historia kompletnie zamurowała chłopaka; wytrzeszczał oczy i nie wiedział co odpowiedzieć.
Spuściłam głowę, czując wyrzuty sumienia, że go w to wciągnęłam. Nagle ktoś wrzucił mi na ramiona jeszcze większy ciężar.
- Chodź - zarządził Calum, łapiąc mnie za rękę i pociągając za sobą.
- Gdzie idziemy?
- Musimy koniecznie z kimś porozmawiać.
Bałam się, że za chwilę zaprowadzi mnie na policję albo do jakiegoś szpitala dla świrów. Ku mojemu zdziwieniu odprowadził mnie do domu, ale nie odszedł tylko sam zaprosił się do środka. Bez wahania wbiegł po schodach i wszedł do pokoju Ashtona. Niepewnie ruszyłam za nim. Ujrzałam brata, leżącego na łóżku; słuchał muzyki na słuchawkach.
- Hej, bracie - przywitał się Calum. - Madeline czegoś się dowiedziała.
- Czego? - Ashton zaintrygowany podniósł się do pozycji siedzącej.
- Wie o gangu.
- Co?! - krzyknął w moją stronę. - Mad, posłuchaj. Nie możesz więcej o tym myśleć, rozmawiać i zakazuję ci utrzymywać kontakt z kimkolwiek z gangu.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
Skąd on o tym wiedział, do cholery?
- Kogo znasz? - zapytał.
- Kilku... - wyszeptałam.
W jego oczach zobaczyłam narastający gniew. Zacisnął pięści w złości i wyglądał jakby chciał coś rozwalić. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Co się z tobą dzieje? - złapałam go za ramię, a mnie odtrącił.
- Nie powiem jej - wycedził przez zęby do Caluma.
- Halo, ja tu jestem! - syknęłam.
- Ty jej powiedz - dodał, odwracając się do mnie plecami.
- Madeline... - nie wyglądał na zadowolonego, ale mówił dalej. - Nie tylko Malik i jego spółka są w gangu.
- Więc kto jeszcze?
- My.
Przeczesał palcami grzywkę i westchnął ciężko. Odruchowo złapałam się za serce.
Mój brat zajmował się tym samym co ten potwór? To chyba jakiś słaby żart.
Spojrzał na mnie, a jego oczy pociemniały; wyglądał na przygnębionego. Wyciągnął ramiona w moją stronę, ale ja zrobiłam krok w tył. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Miałam ochotę uciec na koniec świata. Atmosfera panująca w tym mieście przytłaczała mnie jak nigdzie indziej.
Pokręciłam przecząco głową, po czym wycofałam się z pokoju i zamknęłam w swoim. Otworzyłam szkicownik i wyrwałam z niego kartkę, na której narysowałam nieziemskie usta Zayna. Zaczęłam przeszukiwać szuflady, żeby tylko znaleźć coś, co pomoże mi spalić te śmieci.
- Łap - usłyszałam za sobą.
Dlaczego widok Caluma mnie nie odstraszył? Bardziej zraziłam się do własnego brata...


/
xxM
Curly Angel

11.05.2014

Rozdział 5

Calum's POV*

Przemierzałem szkolny korytarz, kiedy nagle ujrzałem siostrę Ashtona. Włosy miała upięte w koński ogon, który kołysał się delikatnie, gdy szła. Obcisłe jeansy sprawiały, że jej tyłek wyglądał na prawdę nieziemsko.
Cholera, o czym ja myślę?
Dziewczyna trzymała w ręku zeszyt; widziałem go u niej już wcześniej, jakby nigdy się z nim nie rozstawała. Miałem ogromną ochotę do niej podejść, ale wciąż się wahałem. W końcu westchnąłem ciężko, po czym przyspieszyłem kroku, żeby ją dogonić.
- Mad! - krzyknąłem.
Odwróciła się, a jak mnie zobaczyła od razu stanęła w miejscu.
- Hej - uśmiechnęła się, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. - Calum?
- Tak. Nie zdążyliśmy się wcześniej poznać. Jak się masz?
- D-dobrze - powiedziała, ale nie zabrzmiało to przekonująco.
Zacząłem dokładnie się jej przyglądać. Pod oczami miała ciemne cienie jakby nie spała przynajmniej od kilku dni. Kiedy koszulka osunęła się nieco z jej ramienia, ujrzałem żółtą plamę. Wyglądała jak siniak...
Wtem Madeline zaciągnęła bluzkę, żeby przykryć ranę; najwyraźniej dosterzgła, że ją obserwuję. Mimo to nie chciałem udawać, że nie widziałem. Spojrzałem na nią pytająco, unosząc przy tym brew. Brunetka niespodziewanie chwyciła mnie za ramię i odciągnęła na bok korytarza.
- Proszę, nie mów Ashtonowi... - szepnęła błagalnie.
Do jej błękitnych oczu zaczęły napływać łzy. Zaskoczony stałem jak słup soli z uchylonymi ustami.
Czyli ktoś jej dokucza i nie chce, żeby to się wydało? Ten ktoś musi ją szantażować!
Zaczęła narastać we mnie złość, a ochota rozwalenia wszystkich dookoła sprawiła, że walnąłem pięścią w ścianę. Od razu po tym głupim czynie ugryzłem się w język.
Widok stróżki słonej cieczy na jej policzku od razu mnie uspokoił. Bez zastanowienia wytarłem ją kciukiem i posłałem Mad pocieszający uśmiech.
- Nikt się nie dowie - powiedziałem, wyciągając mały palec prawej dłoni w jej stronę. - Obiecuję.
Wykonała ten sam gest co ja, po czym wybuchła śmiechem. Z takim wyrazem twarzy wyglądała o wiele ładniej.
- Madeline! - usłyszałem czyjś głos.
Gdy spojrzałem za siebie, ujrzałem biegnącą ku nam czarnowłosą dziewczynę. Szczerzyła zęby jak głodny koń. Przeklęta Kate...
- Właśnie cię szukałam, chodźmy na lekcje - zarządziła Czarna.
Madeline bez słowa poszła za nią, zostawiając mnie samego. Jednak, ciągnięta przez koleżankę, obróciła się i powiedziała nieme "dziękuję". Odpowiedziałem jej uśmiechem, po czym poszedłem w swoją stronę.


Madeline's POV*

Razem z Kate zajęłyśmy wolne miejsce w sali od języka angielskiego. Ten przedmiot lubiłam, więc wyciągnęłam zeszyt zamiast szkicownika; nie potrzebowałam zabijać czasu. Wtedy oczywiście musiało nastąpić wielkie wejście postrachu miasta. Tak, oto i on - Zayn Malik we własnej osobie postanowił przyjść na zajęcia. Przemierzał salę zawadiackim krokiem, co chwila puszczając perskie oka do innych dziewczyn, którym miękły kolana. Za nim wparował Niall, rzucając swoim plecakiem w moją stronę. Na szczęście schyliłam się zawczasu.
- Boże! Nic się nie stało? - zmartwiła się Kate.
- Wszystko dobrze - odparłam.
Jakby tego było mało, chłopcy musieli usiąść w ławce tuż za nami.
Świetnie...
Kiedy nauczyciel zaczął prowadzić lekcję na prawdę chciałam go słuchać, ale wciąż ktoś mi przeszkadzał. Zayn bezustannie kopał nogi krzesła, na którym siedziałam. Próbowałam zachować spokój, zaciskając zęby. Walczyłam sama ze sobą, żeby tylko się nie obrócić.
Na dźwięk dzwonka odetchnęłam z ulgą i bez zastanowienia szybkim krokiem wyszłam z klasy. Podeszłam do swojej szafki, żeby odłożyć niepotrzebny zeszyt. Oparłam się o chłodne drzwiczki, łapiąc się za serce.
Dlaczego ono tak szybko bije?
Wtedy niespodziewanie obok mnie pojawił się znajomy chłopak. Wystraszył mnie, przez co moje serce zaczęło jeszcze mocniej łomotać.
- No cześć - powiedział Mat.
- Ale mnie wystraszyłeś! - syknęłam, uderzając go zeszytem w ramię, na co on wybuchnął śmiechem.
- Przepraszam, księżniczko - nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam.
- Słucham?
Ten w odpowiedzi jedynie zaśmiał się głupkowato. Z prędkością światła pocałował mnie w policzek, po czym pobiegł wzdłuż korytarza. Jednak nie uciekł daleko, bo Zayn przygwoździł go do ściany.
Skąd on się tam pojawił?!
Wystrzeliłam w ich stronę, żeby tylko powstrzymać Malika. Nie chciałam, żeby pobił Mata na śmierć. Na twarzy napastnika widniała złość jakiej nigdy wcześniej nie widziałam. Wyglądał jakby chciał na miejscu skręcić Longowi kark. Zawahałam się, ale w końcu złapałam go za ramię. Wtedy on chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Jego uścisk był cholernie mocny; zdaje się, że krew przestała mi dopływać do dłoni. Syknęłam z bólu.
- Gdzie idziemy? - wycedziłam przez zęby.
Nie dostałam żadnej odpowiedzi, poza mocniejszym pociągnięciem. Próbowałam się jakoś uwolnić, ale nie miałam szans.
Wyszliśmy z budynku na tyły szkoły, gdzie stały jedynie śmietniki. Tam zostałam puszczona, ale to nie sprawiło, że zdenerwowanie minęło. Nie wiedziałam czego się spodziewać po Zaynie, więc krótko mówiąc, byłam przerażona.
Chłopak chodził w koło, mierzwiąc sobie włosy. Mamrotał coś pod nosem, ale nie byłam w stanie zrozumieć żadnego słowa. Po chwili krążenia stanął naprzeciw mnie, zakrywając twarz dłonią. Czekałam, aż coś powie.
Cholera, mów, bo zaraz serce wyskoczy mi z piersi.
- Słuchaj uważnie, bo nie będę tego powtarzać - warknął. - Masz przestać kontaktować się z tym pacanem.
- Dlaczego?
- Bo sobie tego nie życzę! Jasne?
Najwyraźniej było coś ze mną nie tak, bo nie zrozumiałam tego przekazu.
- Dobra, to ujmę to inaczej - zaczął od początku. - Znaczysz dla mnie o wiele więcej, niż myślisz. Nie chcę, żeby całowali cię wszyscy kolesie jakich spotkasz.
Wytrzeszczyłam oczy i zakryłam usta dłonią. Tego nie przewidziałam. Wcześniej traktował mnie raczej źle, więc... Miałam wrażenie, że żartuje, lecz kiedy się przybliżył zaczęłam mu wierzyć. Odległość między nami na prawdę była niebezpiecznie mała. Czułam na sobie jego oddech, co poskutkowało dreszczami na całym ciele. Nie mogłam pozbyć się strachu, mimo że bardzo tego chciałam. Zaczął powoli składać kolejne pocałunki na mojej szyi. Dostałam paraliżu ciała; kompletnie nie wiedziałam co zrobić. Próbowałam wtopić się w ścianę, ale wszystkie moje starania spełzły na niczym. Zamiast tego jego wargi powędrowały w stronę moich.
- Co ty robisz?! - nagle usłyszałam krzyk. - Zostaw ją!
Zobaczyłam Mata, biegnącego w naszą stronę z zaciśniętymi pięściami.
O, nie.
Wymierzył cios w stronę Malika, ale ten zrobił unik, po czym z całej siły uderzył go w brzuch. Chłopak przewrócił się i zawył z bólu. Zayn nie próżnował i sprzedał mu jeszcze kilka mocnych kopniaków. Kiedy go dotknęłam, popchnął mnie na śmietnik. Wiedziałam, że jak będę dalej go powstrzymywać to mnie także stanie się krzywda, ale nie mogłam zostawić kolegi samego. Chciałam wstać, ale wtedy zostałam zmiażdżona wrogim spojrzeniem.
- Zostań! - krzyknął Zayn.
- Przestań, proszę - szepnęłam, a łzy napłynęły mi do oczu.
Ku mojemu zdziwieniu, od razu przestał. Kucnął przy mnie, a twarz momentalnie mu złagodniała. Złożył mi kolejny pocałunek, lecz tym razem na czubku głowy. Przygładził włosy, po czym pomógł wstać.
- Chodźmy stąd - polecił.


/Curly Angel
Zapraszamy do zakładki informowani

9.05.2014

Rozdział 4

Zayn's POV*

Razem z Louisem wzięliśmy Nialla i wpakowaliśmy do auta. Usiadłem za kierownicą i czym prędzej odjechałem. Na tylnym siedzeniu Tommo próbował udzielić przyjacielowi pierwszej pomocy. Nie mogliśmy pojechać do szpitala, bo wszystko by się wydało, zadzwoniliby po policję i trafilibyśmy za kraty. Niestety Harry'ego nie było przy nas, a to właśnie on specjalizował się w pomocy medycznej.
Cholera.
Mocniej przycisnąłem pedał gazu. Wymijałem zwinnie kolejne samochody, żeby tylko jak najszybciej dotrzeć do celu. Po kilku minutach przekroczyliśmy granicę miasta; po obu stronach drogi rozciągały się jedynie pola i lasy.
Zerknąłem w lusterko, żeby zobaczyć co dzieje się z tyłu. Niall był cały we krwi.
- Cholera, Louis pomóż mu! - warknąłem.
- Staram się, kurwa!
Blondyn jęczał z bólu, zaciskając przy tym zęby.
W oddali zauważyłem dom i odetchnąłem z ulgą. Jeszcze tylko kilka metrów. Zwolniłem i skręciłem, żeby wjechać na podjazd. Nie zwlekając zanieśliśmy Nialla do środka.
Na kanapie w salonie Harry czytał gazetę. Syknąłem znacząco, na co ten od razu zerwał się na równe nogi. Pobiegł po apteczkę i za chwilę wrócił. Delikatnie ułożyliśmy Horana na sofie; chłopak skrzywił twarz. Kiedy miałem pewność, że zaraz mu pomogą, poszedłem na górę. Bez pukania wszedłem do pokoju, w którym siedziała moja piękna Madeline. Kuliła się na łóżku, trzymając coś w rękach. Zbliżyłem się, chcąc zobaczyć co to takiego. Gdy mnie ujrzała drgnęła z zaskoczenia. Nie chciałem, żeby się mnie bała, więc uspokoiłem ją ruchem ręki. Usiadłem na skraju łóżka, na co ona jedynie bardziej się odsunęła.
- Pokaż co tam masz - poleciłem, próbując nie brzmieć jak dupek.
- Nie - syknęła.
- Kurwa, pokaż to!
Bez zastanowienia wyrwałem to coś z jej dłoni. Był to jedynie zwykły zeszyt. Prychnąłem zawiedziony; liczyłem na jakiś bardziej wartościowy skarb. Odrzuciłem go w jej stronę, po czym wstałem. Podciągnąłem rękawy bluzy i spojrzałem na dziewczynę.
- Chcesz stąd iść? - zapytałem, a ta w odpowiedzi skinęła głową. - To chodź.
Niepewnie zeszła z łóżka, zachowując dystans między nami. Nie mogłem pozwolić na to, żeby uciekła, więc chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem za sobą. Syczała pod nosem i coś mamrotała, ale kompletnie jej nie słuchałem. Na dole Harry wciąż zajmował się raną, ale wyglądało to zdecydowanie lepiej niż kilka minut temu. Skinąłem głową na kumpli i ruszyłem w kierunku drzwi frontowych.
- Hej, gdzie ty ją wleczesz? - warknął Louis niespodziewanie.
- Zamknij mordę - odepchnąłem go. - Zabieram ją stąd i bez dyskusji.
Wypchnąłem Madeline z domu, prowadząc do auta. Trochę się opierała, ale w końcu siłą wepchnąłem ją na miejsce pasażera. Gdy usiadłem za kierownicą od razu zatrzasnąłem drzwi, żeby nie uciekła. Skrzyżowała ręce na piersi, przez co wyglądała jak obrażona czterolatka. Na ten widok nie mogłem nie wybuchnąć śmiechem. Patrzyła na mnie spode łba, ale nie zwracałem na to szczególnej uwagi. Nachyliłem się nad nią, żeby zapiąć jej pas. Wtedy poczułem cholernie słodki zapach perfum, którymi spryskała szyję. Miałem ogromną ochotę ją pocałować, ale pokręciłem głową, odganiając te myśli. Włożyłem kluczyk do stacyjki i chwilę później jechaliśmy po drodze, prowadzącej do miasta.
- Gdzie jedziemy? - zapytała nieśmiało.
- Zawiozę cię do domu - posłała mi pytające spojrzenie. - Oczywiście jeśli chcesz.
- Jasne, że chcę.
- To świetnie, bo póki co to jesteś tylko jednym wielkim wrzodem na moim tyłku. Wrócisz spokojnie, ale pod jednym warunkiem. Nie możesz nikomu powiedzieć o tym, co zobaczyłaś. Jeśli się dowiem, że komuś szepnęłaś cokolwiek to cię zabiję.
Kątem oka zobaczyłem przerażenie na jej niewinnej twarzy. Mimo to skinęła głową, przystając na mój warunek. Ma szczęście.
Podała mi adres, po czym zawiozłem ją pod same drzwi.
- Jest ktoś w domu? - zwróciłem się do niej.
- Pewnie mój brat - odparła.
Ponownie się nad nią nachyliłem, tym razem aby odpiąć pas. Na pożegnanie pocałowałem ją za uchem. Najwyraźniej się tego nie spodziewała, bo odskoczyła ode mnie jak oparzona. Odblokowałem drzwi i zaraz potem już jej nie było.


Calum's POV*

Pokój Ashtona był poobklejany plakatami najróżniejszych rockowych zespołów; zawsze lubiłem na nie patrzeć. Kiedy przyjaciel mi coś zawzięcie tłumaczył, nagle usłyszałem trzask drzwi. Przyciszyłem go ruchem ręki, na co on tylko zmarszczył czoło, unosząc brew.
- Co jest? - zapytał.
- Ktoś idzie - odpowiedziałem krótko.
Wtedy moich uszu dobiegło skrzypienie; osoba ta wchodziła po drewnianych schodach. Odgłos kroków był coraz głośniejszy. Wpatrywałem się w klamkę, która niespodziewanie się poruszyła. Do pokoju zajrzała nieznajoma, ale bardzo ładna dziewczyna. Na jej ramiona opadały długie brązowe włosy.
- Cześć - przywitała się.
- Hej, Mad - odparł Ashton. - Czemu tak późno wróciłaś?
- Byłam z koleżanką na mieście.
Po tych słowach brunetka wyszła, zostawiając uchylone drzwi. Pospiesznie do nich podszedłem, żeby je zamknąć; nie chciałem, aby ktokolwiek słyszał naszą rozmowę.
-Kto to był? - szepnąłem do przyjaciela.
- Moja siostra, Madeline.
Więcej o nią nie pytałem, a Ash wrócił do swojego monologu. Jednak w myślach wciąż miałem piękne, błękitne oczy dziewczyny. Jak to się stało, że nie wiedziałem o jej istnieniu? Czemu kumpel nigdy o niej nie wspominał? Taka śliczna...
- Gorąco ci? - głos Ashtona wyrwał mnie z zamyślenia.
- Co? - ta troska zdecydowanie mnie zaskoczyła.
- Masz wypieki na twarzy.
Zarumieniłem się? Cholera... Spuściłem głowę i odchrząknąłem znacząco. Jakaś dziewczyna nie może mi teraz zaprzątać myśli; mam ważniejsze sprawy na głowie.
- Calum! - syknął nagle Irwin. - Słuchaj mnie, do diaska.
- Tak, tak. Już słucham - próbowałem się otrząsnąć.
Już spokojnie. Głęboki wdech. Zapomnij.
- Masz pistolet? - niespodziewane usłyszałem pytanie.
- Mam - odparłem, klepiąc się po biodrze.
Poczułem pod dłonią moją spluwę. Z nią czułem się o wiele bezpieczniej, nawet jeśli nie była naładowana.
Przyjaciel spojrzał na mnie spode łba, ale nie miałem pojęcia o co mu chodzi. Próbowałem sobie przypomnieć co mówił wcześniej, gdy nie słuchałem. Zdaje się, że wspominał coś o Luke'u.
- Co mówiłeś? - spasowałem w końcu.
- Kurwa... Ogarnij się! Mówiłem, że musimy im się odpłacić za to, że do niego skakali. Nie mają prawa go tykać.
W odpowiedzi skinąłem głową. Momentalnie wzburzyła we mnie złość. Ktoś zaczepiał naszego kumpla, więc trzeba będzie im oddać. Miałem ochotę z marszu odstrzelić im łby. Ciekawe, który z tych frajerów chciał coś od Luke'a. Wiecznie nie załatwione sprawy...
- Nasz kochany Lucas nie potrafi używać broni - zakpił Ashton. - Postrzelił Horana, a miał go tylko nastraszyć.
- Gdzie jest Luke?
- Pewnie u siebie, a co?
Pokiwałem przecząco głową i machnąłem na to ręką. Zapewne blondasek oberwał, bo na to zasłużył. Frajer.
- Skoro wymierzył w niego kulkę to chyba już nie musimy się odpłacać? - wtrąciłem.
- To jest wieczna walka, kolego. Pamiętaj o tym.


Madeline's POV*

Po przywitaniu się z bratem, wróciłam do swojego pokoju. Cisnęłam torbę w kąt, a szkicownik włożyłam pod poduszkę, gdzie był bezpieczny. Zawahałam się, po czym podeszłam do lustra. Bałam się spojrzeń na twarz w odbiciu. Jednak gdy uniosłam powieki zobaczyłam to co zawsze; nic nadzwyczajnego, może poza potarganymi głosami. Podciągnęłam rękawy bluzy; tam już nie było tak kolorowo. Ręce w wielu miejscach pokrywały mniejsze i większe siniaki. Przejechałam palcami od nadgarstka po łokieć i syknęłam z bólu. Nawet najlżejszy dotyk sprawiał mi ogromny ból. Nigdy wcześniej nie byłam tak potłuczona. Kilka zagubionych łez spadło na podłogę. Szybko otarłam twarz. Wtedy poczułam jak bardzo jestem głodna. Zbiegłam na dół po schodach, żeby przygotować sobie coś do jedzenia. Nagle usłyszałam głos brata, a później kroki.
- Po prostu z nim pogadaj - syknął Ashton.
Zaciekawiona wychyliłam głowę z kuchni. Zobaczyłam kolegę brata, a ten zapatrzył się na mnie (?), przez co wpadł na drzwi. Odruchowo zaśmiałam się pod nosem. Otrząsnął się i palcami przeczesał czarne włosy.
- Pogadam - odparł chłopak.
- Dobra, to do zobaczenia - pożegnał go Ashton, po czym otworzył mu drzwi.
Potem wszedł do kuchni i oparł się o blat, na którym robiłam kanapki. Podkradł mi kawałek ogórka i zaczął go jeść.
- Kto to? - zapytałam.
- Mój kumpel, Calum - odparł z pełną buzią. - A co?
- Po prostu pytam. Chcesz?
Przesunęłam talerz z kanapką w jego stronę. Skinął głową i wziął jedzenie do ręki. Zauważyłam, że kątem oka spogląda na mój odsłonięty nadgarstek. Też na niego popatrzyłam - siniak. Szybko wzięłam swoją kanapkę i poszłam na górę do pokoju. Brat nie mógł się o niczym dowiedzieć, bo przecież Zayn by mnie zabił... Na samą myśl o tym przeszły mnie dreszcze. Wyobraziłam sobie jego piwne oczy, patrzące na mnie z nienawiścią. W ręku pistolet wymierzony w środek mojego czoła.
Potrząsnęłam głową, żeby odgonić te mroczne myśli. Usiadłam na łóżku, wyciągnęłam zeszyt spod poduszki i zaczęłam rysować obrazy, pojawiające się w mojej głowie.
Usta.
Dlaczego narysowałam usta? A może bardziej, dlaczego narysowałam JEGO usta?
Tym razem nie hamowałam łez, które spływały mi po policzkach. Jak mogłam być spokojna? Jacyś psychole z gangu mnie pobili, a potem uprowadzili do jakiegoś przeklętego lasu.
Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co się wydarzyło, ukryłam twarz w dłoniach i płakałam; nie mogłam przestać.
Co oni ze mną zrobili?Czy Zayn też jest taki sam jak oni?


/Curly Angel
Nowa współautorka:) Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej > klik

8.05.2014

Rozdział 3

Madeline's POV*
      
- Masz zamiar teraz uciec? Jest środek nocy,a po za tym nie masz pojęcia gdzie jesteś;usłyszałam głos chłopaka,który siedział na schodach prowadzących do pokoju w którym mnie przetrzymują.To był Harry.A gdzie wszyscy inni się podziali?,  natłok myśli nie dawał mi spokoju.
-Nawet jeśli to co?,warknęłam co nie było dobrym pomysłem.
-Mogła byś zamknąć ten swój nie wyparzony ryj i wracać do swojego pokoju?!-oczy Styles'a  w jednej sekundzie zmieniły się w kolor czarny.Wyglądał groźnie.Nie będę ukrywać trochę się przestraszyłam,ale nie mam zamiaru się poddać, nie teraz.Zeszłam ze schodów,przechodząc obok Harry'ego.Był nadal wkurzony,ale siedział na swoim miejscu i śledził mój każdy ruch wzrokiem .Szybkim krokiem podbiegłam do drzwi wyjściowych,ciągnąc za klamkę doszło do mojej wiadomości,że są zamknięte,cholera mogłam się tego spodziewać.
Chłopak zaczął się śmiać na widok mnie bezsilności.
-Czy wyglądam Ci aż takiego durnia ,który zostawił by pootwarte drzwi hahahha,-Chłopak zaczął się śmiać głośniej niż wcześniej.Widocznie bawiło go to wszystko.Ale zobaczymy,kto będzie się śmiał ostatni.
-Nie mam czasu na twoje gierki,wracaj na górę!- zerwał się i ruszył w moją stronę z krzykiem.
Gdybym teraz spróbowała mu uciekać,pewnie by mnie złapał.Mam doskonały plan.Nie do końca wiem czy wypali,ale muszę spróbować.Nie zamierzam bezczynnie siedzieć i czekać ,aż któryś z nich zamorduje mnie tak jak tamtego biedaka.
-Pójdę, tylko.. tylko chce mi się... - wymamrotałam.
- Czego kurwa ty chcesz?!
-Siku - powiedziałam cicho
-Ty se chyba ze mnie kpisz.Myślisz,że nabiorę się na to?
-Ale ja na prawdę muszę.Zawsze możesz mnie pilnować.Proszę zgódź się bądź człowiekiem -wywróciłam oczami i zrobiłam dziwny grymas twarzy.
-Pozwolę Ci iść tylko pod jednym warunkiem, zostawisz otwarte drzwi,żebym mógł mieć na ciebie oko,chłopak łobuzersko się uśmiechną.
Dobry żart.W normalnej sytuacji nie zgodziła bym się na to,żeby jakiś dupek naruszał moją strefę intymną.
Ale musiałam się zgodzić.Moim planem jest to,aby wzbudzić jego zaufanie i wykorzystać chwile nieuwagi na ucieczkę,muszę to w miarę szybko zrobić zanim będzie za późno i pojawi się Zayn.Ucieczka stąd była by jeszcze trudniejsza. Szczerze to liczyłam na szczęście.
-Mam jeszcze jedno pytanie,mogę?-wymamrotałam.
-Byle szybko kurwa,nie mam czasu na twoje głupie problemy-chłopak stał na przeciwko mnie i czekał na to co mam do powiedzenia.
-Gdzie się podziali Twoi koledzy?
-Pojechali szukać Horan'a,wysyczał.
-To jest was więcej?Myślałam,że tylko trzech...Czemu poszli go szukać nie rozumiem nie dawno tu był!?-Wykrzyknęłam z zaskoczeniem oraz z wymalowaną na twarzy ciekawością.
-Jest nas 5 w gangu.Wpakował się w coś jak zwykle.Koniec pytań drażnisz mnie,wykrzyczał tak ,że aż poczerwieniał na twarzy.Chłopak zdał sobie sprawę,że powiedział coś czego nie powinien.
Chwycił mnie za nadgarstek,który momentalnie posiniał i zaczął ciągnąć w kierunku jakiegoś pomieszczenia.
Jak zgaduje łazienki.
-Masz minutę i nawet nie próbuj niczego,bo zabiję cie na miejscu!
Kiwnęłam głową na znak,że przyjęłam do wiadomości.Chłopak wepchnął mnie do środka i zostawił uchylone drzwi,czekając tuż za nimi.
Łazienka była dość duża,ale jedno co przykuło moją uwagę to oko,wyjrzałam za nie i nic nie  zauważyłam  znajomego,co mogło by mi pomóc w określeniu miejsca w którym się znajduję.Dom otaczał las.Było dość ciemno więc nie mogłam nic więcej zauważyć.Gdzie oni mnie kurwa wywieźli?Co to za gang?Czemu oni to robią ?te pytania nasunęły mi się na myśl po czym ból przeszył moje całe ciało i momentalnie upadłam.Ostatnie co pamiętam to jak Harry coś do mnie mówił i odpłynęłam.


Zayn's POV*

Szybko wszedłem do jednego ze starych magazynów, w których kiedyś się spotykaliśmy. Zardzewiałe drzwi mocno trzasnęły, ale nie przejąłem się tym za bardzo.Kręciłem się po mieście, starając się znaleźć Nialla, gdy Louis zadzwonił do mnie i kazał tu przyjechać.
- Co się tu do kurwy nędzy dzieje? Krzyknąłem widząc Niall'a zakrwawionego na ziemi oraz Luka z pistoletem wymierzonym w Louisa.
-oto nasz główny bohater się pojawił! Zaskoczony Zayn? powiedział szyderczo.
-Puść go  kurwa , albo rozjebie ci łeb, sukinsynie, odwarknąłem.
- Spokojnie, po co się tak denerwujesz? Przecież jesteś niepokonany, czyż nie? Panie i panowie wielki Zayn Malik!-powiedział śmiejąc się.
- Wyluzuj, to tylko przypomnienie, że nie jesteście tu sami... i wtedy usłyszałem kolejny huk i zobaczyłem jak blondyn zwija się z bólu. Nie miałem czasu zareagować. Po chwili już ich nie było...
-Cholera Louis, bierzemy go do domu!- Krzyknąłem do bruneta.
_________________________________________________________________________________
Wiem,że jest krótki,ale będzie lepiej.Nie miałam zbytnio czasu i weny na pisanie.^^ xxM

5.05.2014

Rozdział 2

Zayn's POV*

Wyszedłem ze szkoły szybkim krokiem. Oparłem się o maskę mojego samochodu i odpaliłem papierosa.
Czemu ja w ogóle zawracam sobie głowę taką suką? Wyrzuciłem peta i wsiadłem do mojego auta. Odpaliłem silnik i ruszyłem w drogę. Miałem jeszcze coś do załatwienia z Harrym i Niallem. Przez tą jebaną szkołę się spóźnię na przedstawienie.

Madeline's POV*

Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Pieprzony dupek uderzył mnie bez żadnego zawahania. Jedyne co teraz wiem to, że nie mam zamiaru więcej odzywać się, ani zwracać uwagę na tego debila.
A może nie potrzebnie go wkurzyłam i to moja wina? Już sama nie wiem...
Droga nie należała do najlepszych. Wiatr był dość silny, a w dodatku musiałam iść jakimiś ścieżkami. Zachciało mi się iść na skróty.
Szłam przez jakąś uliczkę, kiedy niecałe 4 metry ode mnie ujrzałam 2 chłopaków. Byłam ciekawa kto to może być, więc podeszłam bliżej, aby to sprawdzić. To był głupi pomysł. Czemu muszę zawszę coś robić, a potem myśleć?
Zobaczyłam Nialla i jakiegoś chłopaka, którzy razem kopali jakiegoś biedaka. Serce mi zamarło jak jeden z nich wyciągnął pistolet i zastrzelił go. Chciałam się wycofać niezauważona, ale było już za późno.
Chłopak z kręconymi włosami zobaczył mnie i podbiegł. Próbowała uciec ale i tak mnie dorwał.
Nie, nie Madeline, to się nie dzieje na prawdę, mówiłam cicho pod nosem. Łzy napłynęły mi do oczu,wpatrując się z osłupieniem w chłopaka myślałam nad tym co oni ze mną teraz zrobią.
- Ty wścibska mała suko, nie ładnie wtrącać się w nie swoje sprawy - lokers chwycił mnie za szyje i zaczął dusić.
- Puść mnie, ja nic nie widziałam - ledwo udało mi się wypowiedzieć słowa przez zaciskające się na mojej szyi dłonie.
- Harry! Zostaw mi ją, chętnie się zabawię - usłyszałam głos Niall'a zza moich pleców. Wtedy chłopak puścił mnie po czym podszedł do mnie blondyn.
Czekaj wróć, czy ja powiedziałam NIALLA?! Tak to on. Wiedziałam, że jest z nim coś nie tak, ale nie, że aż tak bardzo.
- Czy my się już nie znamy? - blondyn uśmiechnął się pod nosem. - Mam dużo pomysłów co z zrobić z taką ślicznotką jak ty.
- Nie zbliżaj się do mnie, bo pożałujesz!
- Zadziorna - na moje nieszczęście zbliżył się jeszcze bardziej,dzieliły nas dosłownie centymetry. Chwycił mnie za nadgarstki i popchnął na ścianę.
- Puść mnie, proszę. Nikomu nic nie powiem.
- Nie wątpię - Niall zaczął mnie całować po szyi, po czym wyszeptał - Jak mogła byś to zrobić martwa -Głupiutka dziewczynka z ciebie.
Moje całe ciało zaczęło się trząść ze strachu. Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, ale za każdym razem
z marnym skutkiem. Harry stał oparty o mur i z wrednym uśmieszkiem przyglądał się wszystkiemu. Poczułam mocne uderzenie pięści w mój brzuch. Gwałtownie upadłam na ziemię.
- To zabolało - wyjęczałam.
Później poczułam tylko jeszcze parę kopniaków, które były nie do wytrzymania. Ból przeszywał mnie na wylot. Byłam cała zakrwawiona i posiniaczona. Nie miałam nawet siły się podnieść. Powoli odlatywałam. Ostatnie co pamiętam to Zayn, który odciągnął ode mnie Nialla. Co on tu w ogóle robił? W tej chwili nasuwało mi się wiele pytań, lecz jedno wiem na pewno: gdyby tego nie zrobił pewnie umarłabym w wieku osiemnastu lat.

Zayn's POV*

Byłem już na miejscu po czasie, ale miałem nadzieję, że chłopcy wykonali dobrze swoją robotę. Jak zawsze trzeba było kogoś sprzątnąć. Mój gang rządzi tym miastem. Jak ktoś ma jakieś długi albo się nam
sprzeciwia - ginie. To proste, my tutaj ustalamy zasady.
Usłyszałem głosy tej suki, Mad. Co ona tu do kurwy nędzy robi.? Zobaczyłem blondyna, kopiącego leżącą na ziemi dziewczynę. Wkurwiłem się.
- Niall, wystarczy! - odciągnąłem go od nieprzytomnej dziewczyny.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić. Pamiętasz zasady, nie zostawiamy śladów za sobą.
- Zamknij kurwa ryj. Jak mówię ci ,że masz ją zostawić to słuchaj mnie, debilu - co on jej zrobił?! Na widok wykrwawiającej się Mad wszystko się we mnie zagotowało. Była taka śliczna i bezbronna. Dlaczego musiała się w to wplątać? Jak do tego doszło? Miałem wiele pytań. Nie wytrzymałem napięcia i uderzyłem  pięścią w twarz kolegi.
- Należało ci się! - wykrzyczałem ze złością.
- Dobrze się czujesz, Zayn?-dodał blondyn.
- Co się z tobą stary dzieje? - Harry wykrzyczał, odciągając mnie od Horana.
- Nie możemy przecież puścić wolno tej zdziry! Jak zadzwoni na policję albo się komuś wygada to będzie po nas. Czy dociera to do ciebie, Malik?! - brunet w kręconych włosach ze złością w głosie.
- Ja się nią zajmę. Nie martwcie się o to. I zapamiętajcie jeszcze jedno, jeśli któryś z was się do niej zbliży pozabijam.
- Obyś tylko tego nie żałował - blondyn dodał.
Nie mam pojęcia czemu ona tak na mnie działała.Wiedziałem tylko tyle, że muszę ją stąd zabrać zanim się wykrwawi na śmierć.

Madeline's POV*

Obudziłam się przez jakieś głosy. Zaraz, zaraz to nie jest mój pokój! Gdzie ja jestem? Podniosłam się do pozycji siedzącej, ignorując ból głowy i głośno westchnęłam. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu, patrząc z nieodgadnionym wzrokiem na białe ściany i brązowe meble. Zmarszczyłam skronie z zastanowieniem. Gdzie ja jestem? Co ja tutaj robię?
- Dobrze, że już wstałaś. Masz, przyniosłem ci coś do picia - odwróciłam się, w kierunku dźwięku znajomego mi głosu.
Niepewnie sięgnęłam po szklankę z cieczą.
- Co ja tutaj robię, Zayn?
- Zobaczyłaś coś, czego nie powinnaś.
- Dlaczego Niall zabił tego chłopaka?I co ty wtedy tam robiłeś?Czy jesteś jednym z nich?!
- Nie powinno Cię to interesować.Ciesz się,że uratowałem ci dupę.
- Nikt cię o to nie prosił.
- Czy mogła byś kurwa czasem zamknąć swój ryj.
Ból głowy nie dawał mi myśleć. Próbowałam sobie przypomnieć co się wydarzyło, ale bezskutecznie.
- Sorry, nie chciałem cię aż tak bardzo pobić, mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiesz i mi wybaczysz - głos blondyna rozjaśnił mi wszystko.
- Ty cholerny dupku prawie mnie zabiłeś, a teraz jest ci przykro?! Nie wybaczę Ci tego nigdy. Jesteś zwykłym draniem i mordercom.
- Uspokój się dziwko. Gdybyś nie wciskała nosa w nie swoje sprawy nigdy by do tego nie doszło-  blondyn wykrzyczał i wyszedł z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami.
Już nie mogłam dłużej kryć moich emocji i rozpłakałam się jak mała dziewczynka.
- Będzie dobrze obiecuję - Malik usiadł na łóżku obok mnie i próbował mnie pocieszyć z marnym skutkiem.
Nie rozumiem tego człowieka raz jest gotowy mnie zabić, krzyczy i wyzywa a innym jest miły, opiekuńczy i kochany. Czemu on jest taki ZMIENNY?
- Ile już tutaj jestem? - spytałam nadal łkając.
- Około sześciu godzin
- Co? Ty chyba żartujesz. Muszę wracać do domu bo mama mnie zabije.
 Brunet zaczął się tak śmiać, że aż złapał się za brzuch.
- Z czego się śmiejesz? - zmieszana spytałam na widok rozbawionego Malika.
- Z ciebie! O mały włos nie zginęłaś, a ty się martwisz tym, że mama cię zabiję hahahaha. Masz poczucie humoru, dziewczyno.
- To nie jest zabawne! Nie chcę mieć kary do końca życia za to, że nie wróciłam do domu. Chcę jechać do domu - warknęłam.
- Słuchaj, księżniczko, nigdzie się dzisiaj nie wybierasz! Popatrz na siebie jak ty wyglądasz - opiekuńczy Zayn stał się w jednej chwili wrednym dupkiem. On ma takie nastroje jak kobieta w ciąży. Czy on jest taki zawsze..? Po nim można się spodziewać wszystkiego.
- Pomyśl logicznie. Jak matka zobaczy, że mnie nie ma to zadzwoni na policję i zaczną mnie szukać.
- O to się nie martw, kochanie. To już załatwiłem.
- O czym ty mówisz? - moje źrenice rozszerzyły się.Co on miał do cholery na myśli?Spojrzałam się na niego pytająco i nie musiałam długo czekać na odpowiedz.
- Kazałem zadzwonić twojej przyjaciółeczce do twojej mamy,wkręcić jej, że robicie jakiś projekt czy coś i powiedzieć ,że chciałaś przekazać to iż  chcesz zostać u niej na noc.
- Tsaaa, że ona w to uwierzyła. Wątpię,żeby była tak naiwna i nic nie podejrzewała.Poza tym moja mama nawet nie zdążyła poznać Kate.
- Zdziwisz się, Mad, ale powiem ci ,że uwierzyła we wszystko.
No pięknie...Jak ona mogła? Czy to się nie wydaje podejrzane,że już pierwszego dnia szkoły zadają nam jakiś referat.Niech to szlak,jestem tu uwięziona z tymi przestępcami.Jak on mógł manipulować moimi bliskimi!
- Zaraz,skąd wziąłeś numer do Kate i mojej mamy? - powiedziałam wkurzona i poirytowana tym wszystkim.
- To nie było trudne, głupolu - brązowooki wyciągnął mój telefon ze swojej kieszeni i pokazał mi go z uśmiechem na twarzy.
Pewnie wyciągnął go z mojej torebki, w której go miałam wraz z kosmetyki i moim szkicownikiem...
Właśnie gdzie on do cholery jest?! Jak coś z nim zrobił to pożałuje...
- To nie jest zabawne i w cale nie jestem głupia. Oddawaj mi mój telefon!
- Nie ma takiej opcji, skarbie.
- Nie nazywaj mnie tak, Dup... - nie dokończyłam bo wiedziałam jak to się skończy. Nie chciałam być znowu uderzona przez niego. Na dzisiaj mam dosyć wrażeń.
- Coś mówiłaś, Mad?
- Nie nic. Widziałeś może moją torbę?-Zmieniłam szybko temat,choć na serio się zastanawiałam gdzie ona jest.
- Może tak, a może nie... kto wie - brunet uśmiechnął się łobuzersko.
- Czy mógł byś mi z łaski swojej ją dać? - syknęłam w jego stronę.
- A może tak grzeczniej, skarbie? I co będę z tego miał? - chłopak zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko. Poczułam jego oddech na mojej twarzy. W jednej chwili moje ciało przeszły ciarki. Wpatrywałam się w jego oczy, które mieniły się jak płomyki. Chłopak zbliżył się jeszcze bliżej i zaczął mnie całować po ramieniu.Nie opierałam się to było nawet przyjemne. Ale po chwili ocknęłam się, bo wiedziałam, że to co robię jest złe.
- Wiedziałem, że ci się spodoba - wyszeptał mi do ucha, po czym go odepchnęłam od siebie a z jego ust wydobył się cichy chichot.
- Coś nie tak, księżniczko?-Malik zapytał ironicznie a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Wstałam z łóżka, aby rozprostować nogi i odsunęłam się od niego tak, żebym mogła odetchnąć.
- Wszystko! Nie mam ochoty tu przebywać, a w dodatku w towarzystwie kogoś kto mnie uderzył bez powodu - wykrzyczałam resztkami sił. Nagle zrobiło mi się słabo, zachwiałam się i prawie bym upadła. Na szczęście, albo i nie, Zayn złapał mnie i położył z powrotem do łóżka. Chłopak umilkł, a na jego twarzy zalśnił niebezpieczny wyraz. Wyszedł z pokoju, nie mówiąc już nic. Widziałam po nim, że buzował ze złości.

Zayn's POV*

Wyszedłem z domu na zewnątrz, aby się uspokoić. Pomogłem jej wyjść z tego wszystkiego cało, a ta suka ma jeszcze czelność się do mnie tak odnosić. Gdybym chciał mógłbym ją tam zostawić i pozwolić Niallowi na sprzątnięcie jej. Ale tego nie zrobiłem, powinna być mi za to wdzięczna. Zapaliłem papierosa; to zawsze mnie uspakaja. Po ochłonięciu wróciłem do środka i udałem się do salonu.
Na kanapie siedział Harry i Louis. Jak zwykle oglądali TV. Dołączyłem się do nich.
Akurat leciał mecz piłki nożnej.Usiadłem pomiędzy dwojgiem kumpli i próbowałem się odstresować i odpocząć.
- Słyszałem co się stało. Co zamierzasz z tym zrobić? - Lou gwałtownie się odezwał.
Jezu.Czy on da mi do cholery obejrzeć w spokoju ten głupi mecz..-pomyślałem,po chwili mówiąc;
- A co mam zrobić? Jak dojdzie do siebie odwiozę ją do domu. Ta dziewczyna jest jak wrzód na dupie. Czasami powinna się zamknąć.
- Wierzę w to, że wiesz co robisz. Pamiętaj, że nie zależnie od wszystkiego jestem z tobą bracie.
- Wiem i jestem ci za to bardzo wdzięczny. Mam jedno pytanie, gdzie do cholery jest Niall?
- Nie wiem.
- Harry a ty coś wiesz na ten temat?
- Poszedł wyrównać rachunki z Lukiem - powiedział bez zastanowienia.
- A ty, kretynie, kurwa pozwoliłeś mu iść tam samemu?! Przecież wszyscy dobrze wiemy, że w pojedynkę nie da rady! Zbierajcie się, musimy go odnaleźć o ile nie jest już za późno.
- A co z dziewczyną? - spytał Lou.
- Harry, zostaniesz jej pilnować.-odpowiedziałem stanowczo rozkazując.
- Dlaczego akurat ja?-chłopak wzruszył załamany rękoma, tak jakby to była jakaś kara dla niego.
- Bo cię o to kurwa proszę i masz to zrobić. Dopilnuj tego aby nie uciekła.
- Bez obrazy ale wątpię, żeby dała radę w takim stanie.
- Nie znasz tej dziewczyny...a i jeszcze jedno, nie próbuj jej nawet tknąć, ona jest moja.
- Psujesz zabawę - Lokers łobuzersko się uśmiechną, po czym spuścił głowę kiedy zobaczył moją wkurzoną minę.

Madeline's POV*

Leżałam w łóżku, myśląc jak by się wydostać z tego miejsca.
Nienawidzę tego miasta, nienawidzę tych pieprzonych morderców. Kto normalny zabija bez krępacji w środku dnia? To jacyś popaprańcy. Nigdy nie zrozumiem jak można robić takie coś. Jak można być takim bezdusznym i złym człowiekiem? Rozmyślałam nad wszystkim i nad niczym, kiedy uwagę moich oczu przykuł skrawek mojej torby, wystającej z pod łóżka. Bez zastanowienia zasięgłam po nią lewą ręką i szybkim ruchem wyciągnęłam. Otworzyłam ją i wysypałam zawartość na kołdrę. Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam mój ukochany szkicownik.
Wiem, że to tylko rzecz, ale dla mnie znaczy dużo, gdyż dostałam go w prezencie na moje 16 urodziny. Dał mi go mój ojciec, który rok temu zginą w wypadku samochodowym. Jak sobie o tym przypominam to chce mi się płakać, ale obiecałam sobie, że będę silniejsza i nigdy nie będę  się poddawała bez walki.Przez głowę mi nawet nie przeszło, abym została w tym miejscu sekundę dłużej. Muszę się jakoś uwolnić z tego piekła. Muszę zacisnąć zęby i spróbować uciec.
Spakowałam z powrotem wszystko do torby. Zdjęłam z siebie kołdrę i usiadłam. Dopiero wtedy zauważyłam, że mam na sobie męską bluzę i nic po za tym.Na samą myśl,że któryś z nich mnie dotykał przeszła mnie gęsia skórka.
Widocznie jak spałam Malik lub Horan (w co wątpię,bo jest bez serca) musiał mnie przebrać i zrobić te opatrunki. Wstałam na nogi rozglądając się za moimi ubraniami i butami. Nie mogłam ich znaleźć więc przełożyłam torebkę przez ramię i nie marnując więcej czasu podeszłam do drzwi. O dziwo były otwarte.


_________________________________________________________________________________
BANG!
BANG! to już 2 rozdział, chyba nie jest aż tak źle ) xxM

Rozdział 1

- Madeline, wstawaj! W końcu ile można cię budzić? - krzyczała moja mama, nerwowo ściągając ze mnie kołdrę. Westchnęłam, przewracając oczami i mówiąc sobie coś pod nosem.
- Już wstaję, daj mi minutkę - syknęłam.
- Będę czekać na ciebie ze śniadaniem na dole - zostawiła mnie w spokoju i pokierowała się w stronę kuchni.
Dzisiaj mój pierwszy dzień w nowej szkole. Szczerze mówiąc to wcale mi się do niej nie śpieszy, ale jeśli
nie wstanę to mama pewnie wywlecze mnie stąd siłą.
Po tym jak ubrałam się i nałożyłam make up, zeszłam do kuchni, gdzie już siedziała moja młodsza siostra. Na stole leżały naleśniki, które Lily uwielbiała. Zajadała się nimi tak, że nawet nie zwróciła na mnie uwagi kiedy usiadłam obok niej. 
- Lily, spokojnie nikt ci ich nie zje - wypowiedziałam w jej stronę i posłałam szeroki uśmiech, który ona odwzajemniała. Wzięłam się za posiłek, który był jak zawsze pyszny.
Po tym jak skończyłam, wzięłam torebkę ze wszystkimi potrzebnymi mi rzeczami, którą dzień wcześniej przygotowałam i zostawiłam w salonie, byłam już gotowa do wyjścia.
Uświadomiłam sobie, że nawet nie znam drogi do tej szkoły, więc niby jak mam się tam dostać?
- Gdzie tak pędzisz? Zawiozę Cię - usłyszałam głos mamy zza moich pleców. Kamień spadł mi z serca, bo już myślałam, że będę musiała ją jakoś znaleźć sama.
W prawdzie jest to małe miasteczko  i pewnie dałabym sobie jakoś radę z odnalezieniem jej.
Dojechałyśmy na miejsce po 10 minutach. Budynek ten wyglądał lepiej niż się spodziewałam. Był dość duży i nowoczesny.
- To tutaj. Stresujesz się? - wyłączyła silnik w aucie i spojrzała w moją stronę.
- Nie, czemu niby miała bym? - skłamałam. To chyba normalne, że się boję, to mój pierwszy dzień tutaj. Nikogo nie znam i na dodatek ciekawa jestem jak trafię do klasy, w której mam zajęcia. Za dużo myślę.
A może nie będzie aż tak źle? Czym ja się tak przejmuję?
- To dobrze. Tu masz rozpiskę swoich zajęć - wyciągnęła ze schowka świstek papieru i dała go mi.
Popatrzałam na niego i zauważyłam, że pierwsze zajęcia jakie mam to matematyka.
Gorzej już być nie mogło. Nienawidzę jej. Już od początku ten dzień wydaje się być stracony.
Odpięłam pasy i otworzyłam drzwi samochodu wychodzą z  niego prosto na chodnik.
-Pa kochanie, miłego dnia. - to było ostatnie co usłyszałam przed jej odjazdem. 

Gdy byłam już w środku zaczęłam rozglądać się za salą numer 93. Dziwnie się czułam ,bo wszyscy patrzyli na mnie jakbym kogoś zabiła. Przyśpieszyłam kroku, gdy nagle zaczepiła  mnie jakaś czarnowłosa dziewczyna. Miała około 1.70 wzrostu, szczupła, brązowe oczy. Jej wyraz twarzy był miły.
- Hejjjjjj, jestem Kate. Jesteś tu nowa, nie? - dziewczyna powiedziała do mnie z zachwyceniem.
- Miło mi cię poznać. Tak, jestem i szukam sali numer 93. Wiesz może gdzie to jest? - spojrzałam na nią trochę zakłopotana.
- Jasne, że wiem! Tak się składa, że mamy tam razem zajęcia. A tak przy okazji to jak masz na imię?
- A no tak, sorry. Jestem Madeline - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Miło mi cię poznać. Coś czuję, że się zaprzyjaźnimy! Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko.
- Fajnie by było. - westchnęłam na dźwięk dzwonka, który oznaczał, że lekcje się już rozpoczęły.
- Masz telefon?
- Jasne, że mam - odpowiedziałam.
- To daj, wpiszę ci mój numer na wszelki wypadek, gdybyś chciała o coś zapytać czy coś.
- Jasne - wymieniłyśmy się numerami, po czym schowałam telefon z powrotem do kieszeni.
- Choć za mną, nie chcemy się przecież już pierwszego dnia spóźnić. - czarnowłosa gestem pokazała mi, abym szła za nią.
Gdy dotarłyśmy do klasy, wszyscy zajęli swoje miejsca. Usiadłam obok nowej koleżanki. Wyciągnęłam zeszyt, w którym zamierzałam rysować. To jest jedyna rzecz, w której jestem dobra. Nie mam zamiaru zanudzić się tu na śmierć, siedząc i słuchając tego co ma do powiedzenia nauczyciel.

- Jak wszyscy już wiecie mam na imię Johny i będę was uczył matematyki. Mamy w tej klasie nową koleżankę. Podejdź tu, Madelaine - mężczyzna wskazał na mnie gestem abym tam podeszła. 
Wstałam z ławki i udałam się w prost na środek klasy. Jakieś dupki zaczęli na mnie gwizdać i oczy całej klasy skierowane były na mnie. Dziwnie się poczułam. Zdecydowanie nie lubię być w centrum uwagi.
Drzwi od klasy nagle otworzyły się i z hukiem wlecieli dwaj chłopcy.
- Pan Malik i pan Horan. Miło, że nas zaszczyciliście swoją obecnością. Pozwólcie, że dokończę. Jak już mówiłem to wasza nowa koleżanka, Madelaine Irwin i mam nadzieję, że dobrze ją przyjmiecie - stałam jak słup, wpatrując się w klasę, gdyż nie wiedziałam co mam powiedzieć. Gdy matematyk skończył i wskazał mi na moje miejsce, co oznaczało, że mogę już tam wrócić z powrotem, odetchnęłam z ulgą. Zajęłam miejsce i patrzyłam na to co się dalej wydarzy.
- Hej, a wy gdzie się wybieracie?! Wam nie pozwoliłem usiąść.
- Sami se pozwoliliśmy - jeden z chłopaków syknął. To był Horan, o ile nie mylę. Blond włosy, śnieżno biała cera, niebieskie oczy, w które można  przyglądać się dniami. Ubrany w ciemne jeansy i biały T-shirt. Muszę przyznać, że nie jest wcale taki brzydki.
- Coś mówiłeś czy mi się przesłyszało?! - krzyknął tak donośnie, że aż się wzdrygnęłam na jego głos.
- Tak mówił. A tobie już na słuch pada staruchu - drugi z chłopaków wycedził. To był Malik. Ciemne włosy postawione do góry na żel, dobrze zbudowany, piwne oczy, ubrany podobnie jak jego kolega tylko, że ten wyglądał o wiele lepiej. Gdyby jeszcze nie był takim chamem... O czym ja w ogóle myślę? To przecież jest dupek zapatrzony tylko w siebie. Zgrywa z siebie bad boy'a ,żałosne.
- Dość tego. Spóźniacie się na lekcje i do tego pyskujecie. Za karę zostaniecie po lekcjach w kozie. A teraz zajmijcie swoje miejsca.
Gdy szli, kilka dziewczyn westchnęło na ich widok, na co wywróciłam oczami. Reszta lekcji minęła spokojnie.
Z wyjątkiem tego, że widziałam kącikiem oka jak Malik mi się przygląda. Jaki on miał znowu problem? Czy coś jest nie tak ze mną? Po niesamowicie dłużącym się czasie zadzwonił dzwonek. Wszyscy zerwali się z miejsca i ruszyli do wyjścia.
- Mam teraz fizykę, a ty? - Kate spojrzała na swój plan zajęć i powiedziała w moją stronę pytająco.
- Z tego co się orientuję to chemię w sali obok.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwile o różnych rzeczach.
- To idę. Jak będziesz czegoś potrzebowała to wiesz jak mnie znaleźć. Dziewczyna przytuliła mnie, na co ja się uśmiechnęłam sama do siebie.
Znałam ją zaledwie godzinę ale czułam jakby to było dłużej.
W momencie kiedy usłyszałam sygnał końca przerwy. Udałam się do klasy. Wszyscy pozajmowali swoje miejsca z wyjątkiem mnie. Stałam w miejscu, rozglądając się za wolnym siedzeniem. Moim oczom ukazał się brunet o imieniu Zayn, jak wcześniej się dowiedziałam od Kate. Zajebiście, czemu nie może być więcej wolnych miejsc tylko obok niego? Nie mam ochoty nawet koło niego siadać, ale co innego mi pozostało?Zaklęłam pod  nosem z niezadowoleniem i udałam się w jego kierunku.
- Wolne? - spytałam na co on nic nie odpowiedział tylko lekko skinął głową.
Wyciągnęłam z torby mój szkicownik, żeby się zająć czymś. Chemia też nie należała do tego w czym byłam dobra. Pół lekcji minęło mi na rysowaniu.Niczym innym się nie zajmowałam tylko tym.
Poczułam wzrok całej klasy na mnie. O co im chodziło? Nagle usłyszałam nauczyciela, który prosi mnie do tablicy. No pięknie, to mam przerąbane. Westchnęłam i zamknęłam mój szkicownik.
- Ale ja tego nie umiem - wypowiedziałam w jego stronę, wywracając oczami.
Na moją odpowiedz klasa wybuchnęła śmiechem. Co w tym było zabawnego?
- Nic dziwnego, że nic nie umiesz, przez całą lekcję zajmowałaś się czymś innym - mężczyzna podszedł do mnie i wyrwał mi mój zeszyt z rysunkami. Wkurzona zacisnęłam pięści i próbowałam nie wybuchnąć. Te kartki papieru były dla mnie zbyt cenne, żeby je ktoś mi zabrał. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam.
- Oddaj mi to. Nie masz prawa mi zabierać moich prywatnych rzeczy.
- Nie tym tonem, bo pożałujesz.
- Grozi mi pan - syknęłam.
- Ja tylko ostrzegam i koniec dyskusji. Zajmij się lekcją.
- Nie mam zamiaru dopóki mi tego nie oddasz - w końcu oddał mi go, bo wiedział, że nie ma sensu dłużej się ze mną kłócić. Uśmiechnęłam się zwycięsko do siebie, ale bo kilku sekundach mój uśmiech zgasł.
- Za karę zostajesz po lekcjach w kozie.
- Dupek - powiedziałam pod nosem.
- Coś mówiłaś czy mi się zdawało?
- Oczywiście, że zostanę po lekcjach, bo przecież nie mam swojego życia jak pan - dodałam.
Zignorował mnie i wrócił do nauczania nikomu niepotrzebnych głupot.
Jakieś dwie dziewczyny z tyłu zaczęły mnie obgadywać. Szczerz to nie obchodziło mnie co one o mnie myślą. Przecież one nic o mnie nie wiedzą, a to, że dałam się wytrącić z równowagi przez jakiegoś dupka to inna sprawa.
Zayn zaczął się głupio uśmiechać .Zauważyłam też, że spogląda na mnie.
- Przepraszam, ale mógł byś mi powiedzieć o co ci chodzi? - brunet jeszcze przez chwilę przyglądał się mi, po czym odwrócił głowę i nic nie odpowiedział.
Do końca tej koszmarnej lekcji zostało 15 minut. Chciałam już z stamtąd wyjść. Wszystko mnie denerwowało, a najbardziej to, że Malik znowu się mi przyglądał. Muszę z tym coś zrobić.
- Czy mógł byś przestać? - powiedziałam cicho ale tak, żeby on usłyszał.
- O czym ty mówisz skarbie? - powiedział pewny siebie.
- Doskonale wiesz o co mi chodzi - dodałam, po czym odwróciłam głowę w inną stronę. Kurwa czemu on musi być tak cholernie przystojny?
- Zaczerwieniłaś się, czy to ja tak na ciebie działam? - zaśmiał się dumny z siebie.
- Może na inne tak, ale nie na mnie, wywróciłam oczami - skłamałam, nie mogłam przecież dać mu tej satysfakcji. Głupio się wyszczerzył po czym zamilknął.

Lekcja się skończyła, a ja idąc korytarzem rozmyślałam nad tym czy by nie pójść wcześniej do domu.
Wyciągnęłam telefon, aby zobaczyć, która jest godzina. Zagapiłam się i nawet nie zauważyłam kiedy wleciałam na jakiegoś kolesia. On momentalnie mnie złapał, co pozwoliło mi uniknąć upadku.
- Ja-a  przepra-szamm - zaczęłam się jąkać.
W tym momencie moim oczom ukazał się chłopak w moim wieku.
- Nic się nie stało? - spytał, posyłając mi ciepłe spojrzenie.
- Nie, nic. Po prostu muszę uważać jak chodzę.
- Mów mi Mat.
- Ja jestem Madeline, jeszcze raz ci dziękuję.
- Nie ma sprawy. Nie masz za co dziękować.
- Ja będę już szła. Do zobaczenia.
- Uważaj na siebie - chłopak pożegnał mnie.

Reszta lekcji minęła mi dość szybko i bezproblemowo. Normalnie to mogłabym sobie teraz pójść do domu, ale muszę zostać jeszcze za karę w kozie.
Poczułam wibrujący telefon w mojej kieszeni. Szybkim ruchem wyciągnęłam go, a na wyświetlaczu pojawił się napis: KATE. Odebrałam i przyłożyłam do ucha.
- Madeline! Pomyślałam, że może wróciły byśmy razem do domu.
- Wiesz to brzmi fajnie,a le nie mogę. Dupek od chemii kazał mi zostać po lekcjach.
- Wooow! Słyszałam jakieś plotki na twój temat, ale nie wiedziałam, że to prawda. Nieźle mu dowaliłaś!
- Poniosło mnie. Pogadamy później muszę kończyć.
- Do jutra.

Odnalazłam salę i wchodząc do niej zauważyłam Nialla i Zayna, siedzących w jednej podłużnej ławce, rozmyślających nad jakimiś kartkami.
- Nie toleruję spóźniania się - mężczyzna powiedział, a następnie dał mi kartkę z zadaniami. Powiedział też, że będziemy mogli wyjść jak wszystko rozwiążemy.
Zajęłam miejsce obok chłopaków i zaczęłam rozwiązywanie. W sumie to te zadania nie były takie trudne, bo nauczyłam się rozwiązywać ich w starej szkle. Plusem było też to, iż są  pytania zamknięte.
Rozwiązałam te zadania chemiczne w zaledwie 20 minut. Ale nie oddałam jeszcze kartki. Z tego co widziałam to każdy miał inne zadania. Blondyn ruszył się ze swojego miejsca. Rzucił z pogardą swoją kartkę na biurko i udał się do wyjścia.
Siedziałam przy rozwiązanej kartce, zastanawiając się jak idzie brunetowi. Z tego co widziałam to nie za dobrze. Nagle usłyszeliśmy dźwięk telefonu Dupka. Rozmawiał z kimś przez parę sekund.
- Muszę na chwilę wyjść. Nawet nie warzcie mi się stąd wychodzić dopóki nie skończycie. Jak nie zastosujecie się do tego co powiedziałem, będziecie zostawać przez cały tydzień po lekcjach. Zrozumiano?!
- Oczywiście - odparłam po czym wyszedł.
- Czemu jeszcze tu siedzisz jak już skończyłaś, he? - chłopak odparł z ciekawością w głosie.
- A co, nie mogę? Może podoba mi się tutaj? - powiedziałam sarkastycznie
- Pyskata, lubię takie.
Upuściłam długopis pod ławkę, więc schyliłam się pod nią w celu podniesienia jego. Upadł mi on bardzo blisko nogi Zayna. Wychyliłam się bardziej i niespodziewanie uderzyłam głową w jego nogę.
- Nie tak ostro, skarbie. Możemy się zabawić po lekcjach
- Jesteś obrzydliwy - wykrzyczałam, po tym jak wstałam i położyłam moją prace na biurku.
- Wydawało mi się, że ci się podobało. No spójrz na mnie,która mi się oprze.
- Wiesz co miałam zamiar tobie pomóc w rozwiązywaniu zadań ale coś mi się odwidziało. Jesteś kompletnym szmaciarzem,
- Coś ty powiedziała? - oczy Zayn'a pociemniały, wyglądał na wkurwionego, ale szczerze to mnie to nie obchodziło.
- To co usłyszałeś.
Chłopak wstał i podleciał do mnie, przygwożdżając mnie do ściany, tak abym nie mogła mu się wyrwać.
- Posłuchaj, suko. Jeszcze raz mnie tak nazwiesz a pożałujesz.
- Pff, nie boję się ciebie.
Brunet zamachnął się i uderzył mnie prosto w twarz. Bolało jak cholera, ale musiałam być silna i się nie rozpłakać. Nie chcę mu dawać satysfakcji. Wyrwałam się mu i wybiegłam z klasy.

________________________________________________________________________________
Mam nadzieję,że spodobał wam się xxM