14.07.2014

Rozdział 11

Calum's POV*

Na szkolnym korytarzu czekałem, aż Zayn odklei się od Madeline. Gdy widziałem ich razem, miałem odruch wymiotny i marzyłem, żeby przywalić temu frajerowi w twarz. Zaciskając pięści, powstrzymywałem się od gwałtownych ruchów. 
Dopiero po długiej chwili, chłopak odszedł, więc bez wahania skorzystałem z okazji. Podbiegłem do brunetki, łapiąc ją za nadgarstek.
- Oh, hej - powiedziała, uśmiechając się pogodnie.
- Słuchaj, Maddie, musimy pogadać.
Wytrzeszczyła na mnie oczy, jakbym powiedział coś bardzo niestosownego, przez co się nieco speszyłem i puściłem jej rękę.
- Co się stało? - zapytała.
- Mogę wpaść do ciebie po szkole?
- Jasne - wyszczerzyła zęby, co od razu poprawiło mi humor.
Pomachała mi, po czym odeszła, nie mówiąc już nic więcej. Skinąłem głową i poszedłem w swoją stronę. Na zakręcie wpadłem na Ashtona.
Cholera, on o niczym nie wiedział.
Zacząłem nerwowo drapać się po karku, co na pewno nie wyglądało naturalnie. Szturchnąłem kumpla w ramię, zmieniając kierunek jego drogi.
- Co ty wyprawiasz? - syknął, stając w miejscu.
- Co? Nic - odparłem, zaklinając pod nosem.
- Wyglądasz jakby coś się stało. Ogarnij się.
Marszcząc czoło, zostawił mnie samego na korytarzu.
Miałem wielką ochotę, żeby mu powiedzieć z kim umawia się jego siostra, ale podświadomość podpowiadała mi, że to jednak kiepski pomysł. Pozostało mi jedynie czekać, aż sama go o tym powiadomi, a miałem nadzieję, że nie będzie tego długo ukrywać.


Madeline's POV*

Po zajęciach, poszłam prosto do domu, licząc na to, że nikogo tam nie zastanę. Otworzyłam drzwi, po czym rzuciłam torbę na podłogę i nasłuchiwałam. Na szczęście, odpowiedziała mi głucha cisza. Czym prędzej wbiegłam po schodach i weszłam do pokoju Ashtona. Zaczęłam grzebać w szufladach w biurku, w poszukiwaniu kawałka listu od taty. Niestety nigdzie go nie było. Rozglądałam się nerwowo po całym pomieszczeniu, aż w końcu zauważyłam róg kartki, wystający spod poduszki. Zadowolona z siebie, chwyciłam go i wybiegłam z domu. Postanowiłam, że będę go studiować tak długo, dopóki nie wpadnę na jakiś niesamowity pomysł, jak poznać resztę listu.
Nie miałam pojęcia dlaczego, ale nogi same poniosły mnie na cmentarz, na którym spoczywał mój kochany tatuś. Usiadłam przed jego grobem, w nadziei, że zaraz wyjdzie spod ziemi i odpowie mi na wszystkie pytania, krążące w mojej głowie. Z bezsilności, ukryłam twarz w dłoniach. Dopiero po chwili, sięgnęłam po torbę i wyciągnęłam z niej mój szkicownik. Przewracałam kolejne strony, po czym do jednej z nich przyłożyłam list; kartki były takie same. Kiedy zobaczyłam podobieństwo, natychmiast zaczęłam przeszukiwać zeszyt dokładniej, niż wcześniej.
Słońce zaszło za horyzontem, co bardzo ograniczyło mi widoczność. Nie byłam w stanie dostrzec napisanych słów, mimo starań. Wtem, usłyszałam sygnał telefonu. Gdy go wyciągnęłam, oślepiło mnie jasne światło, bijące od wyświetlacza. Na oślep nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo? - powiedziałam.
- Maddie, gdzie ty jesteś? - usłyszałam zmartwiony głos Caluma. - Przyszedłem do was, a ciebie nie ma. Zapomniałaś?
- Cholera, przepraszam - kompletnie zapomniałam o jego wizycie.
- Nie szkodzi - westchnął. - Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie.
- Nie musisz. Jestem na cmentarzu, ale już wracam.
Już chciałam się rozłączyć, ale Calum nie miał zamiaru kończyć rozmowy.
- Co?! - krzyknął. - Jadę po ciebie i bez dyskusji.
Mimowolnie wybuchnęłam śmiechem.
- Daj spokój, już wracam.
Nie czekając na jego odpowiedź, wcisnęłam czerwoną słuchawkę, po czym wstałam z chłodnej ziemi. Idąc między nagrobkami, kierowałam się do wyjścia. Powiew wiatru zmusił mnie do okrycia się skórzaną kurtką. Szeleszczące gałęzie i ciemne cienie były przerażające, więc przyspieszyłam kroku, żeby faktycznie jak najszybciej się stamtąd wydostać.
Chodzenie po cmentarzu w takich ciemnościach nie było najlepszym pomysłem. Czułam już od jakiegoś czasu, że ktoś mnie śledzi, lecz bałam się odwrócić. Jedyne co mi pozostało, to przyspieszenie kroku i modlenie się, żeby nieznajomy zostawił mnie w spokoju. Niestety wciąż słyszałam za sobą kroki ciężkich butów. Zacisnęłam mocniej dłoń na pasku torebki, w pełni gotowa do obrony. Przynajmniej tak mi się wydawało, ale gdy napastnik złapał mnie za barki, przyciągając do siebie, zapomniałam o wszystkich podstawach samoobrony. Męskie ręce były bardzo silne, nie miałam szans na wyrwanie się z jego żelaznego uścisku. Nagle zaczęłam krzyczeć, błagając w myślach, żeby ktokolwiek to usłyszał. Niestety facet szybko zakrył mi usta swoją brudną dłonią. Odruchowo ugryzłam go w palec, ale nie było to zbyt skuteczne. Zaczął się cofać, zaciągając mnie ponownie na ciemny cmentarz. Byłam przerażona jak nigdy wcześniej i nawet nie miałam możliwości walki. Marzyłam tylko o tym, żeby nagle mój mroczny rycerz, pojawił się znikąd i wyciągnął mnie z tego koszmaru.
Mężczyzna zaciągnął mnie na sam koniec cmentarzu i zawlókł za mauzoleum. Tam uderzył mną o twardą ścianę budynku. Moja głowa ucierpiała najbardziej. Przeszedł mnie przeszywający ból czaszki, a przed oczami zobaczyłam białe światło. Próbowałam się otrząsnąć, ale szumiało mi w uszach i nic nie widziałam. Wtem poczułam na swoim biodrze męską dłoń. Po omacku próbowałam go od siebie odciągnąć, ale moje protesty ponownie spełzły na niczym. Nagle, brutalnie zaczął zrywać ze mnie spodnie. Automatycznie wydałam z siebie pisk. Momentalnie oprzytomniałam i zaczęłam się wyrywać. Dokładnie mogłam przyjrzeć się jego ohydnej twarzy. Był zupełnie łysy, a jego wyraźną szczękę zdobił niechlujny zarost. Na oko, wyglądał na trzydzieści pięć lat.
Zdzierałam sobie gardło, ale najwyraźniej nikt tego nie słyszał. Wtedy, napastnik chwycił szklaną butelkę, leżącą niedaleko i rozbił ją na mojej głowie. Ten cios odciął mnie od jakichkolwiek dźwięków, nie widziałam już nic. Jedyne co mi pozostało to bezwiednie opaść na ziemię.

- Cholera, podnieś ją - usłyszałam znajomy głos.
Próbowałam otworzyć oczy, ale powieki miałam tak ciężkie, że nie byłam w stanie. Kończyny także odmawiały mi posłuszeństwa, nawet po wielu próbach zmuszania ich do ruchu. Nagle poczułam, że ktoś mnie łapie i pomaga wstać. Głowa mi opadała i właśnie wtedy, czyjeś ręce złapały moją twarz. Z wielkim trudem, w końcu otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą zmartwionego Ashtona.
- Madeline! - krzyknął, przytulając mnie do siebie.
Uśmiechnęłam się blado, rada z tego spotkania. Dopiero po chwili zaczęłam kojarzyć co się wydarzyło. Na samą myśl o obleśnym facecie, miałam odruch wymiotny. Spojrzałam w dół i zobaczyłam rozpięty rozporek spodni.
- Co się właściwie stało? - zapytałam.
- To ten cholerny grabarz - warknął Ashton. - Gdybyśmy tu nie przyszli, zapewne zrobiłby ci coś gorszego.
Nagle, poczułam łaskotanie na czole. Palec automatycznie powędrował w stronę głowy, a gdy ponownie spojrzałam na dłoń, miałam na niej krew.
- Czy ty zawsze musisz pakować się w kłopoty? - brat dramatycznie przewrócił oczami.
Razem z Calumem, który wciąż mnie trzymał. poszliśmy w stronę samochodu, a jasny księżyc oświetlał nam drogę. Głowa pękała mi z bólu, ale nawet to nie wywołało u mnie łez. Postanowiłam, że kończę z płakaniem z byle powodu.
- Znowu musicie mnie ratować z opresji - syknęłam. - Masz rację, Ash.
- Z czym mam rację? - zdziwił się.
- Kłopoty bardzo mnie lubią.
Chłopcy zachichotali, kiedy mi wcale nie było do śmiechu.

Z rękami skrzyżowanymi na piersi, siedziałam na łóżku. Od jakiegoś czasu czułam na sobie wzrok Caluma. Kątem oka widziałam, że marszczył czoło. Nie miałam pojęcia co chodzi mu po głowie.
- O co chodzi? - w końcu przerwałam milczenie.
- Powiedziałaś już Ashtonowi o swoim chłopaku? - zapytał zgryźliwie.
Ominęłam to pytanie milczeniem, spuszczając głowę.
- No jasne, że nie - prychnął. - Mad, to nie jest chłopak dla ciebie.
Po tych słowach, wstał z krzesła i kucnął przed łóżkiem. Siłą woli zmusił mnie, żebym na niego spojrzała. Miał poważną twarz, ale mimo to, widziałam na niej cień zmartwienia.
- Dlaczego tak uważasz?
- Zapomniałaś już czym się zajmuje?
- A zapomniałeś czym ty się zajmujesz?
- Dobra, koniec wymiany pytań - zarządził ostro, wstając z podłogi.
Zaczął chodzić po pokoju w te i z powrotem, krzyżując ręce na piersi. Wyraźnie intensywnie nad czymś rozmyślał. Wiedziałam, że próbuje podać mi jakieś silne argumenty, więc czekałam cierpliwie, aż ułoży sobie wszystko w głowie. Nieważne co by mi powiedział, nie zmieniłabym zdania co do Zayna.
- On jest po prostu zły - powiedział, na co wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem.
- To wszystko co masz mi do powiedzenia? - odszczekałam. - Nie przekonałeś mnie.
- Nie podoba mi się to, że ufasz niewłaściwej osobie - próbował dalej. - Nieźle ci idzie ukrywanie tego wszystkiego przed rodzonym bratem. Ciekaw jestem, co będzie, jeśli się dowie o twojej zdradzie. Zadajesz się z największym wrogiem Ashtona, jak i moim. Nie oczekuj, że wszyscy będą wkoło ciebie skakać i obchodzić się z tobą jak z jajkiem. Już i tak robimy wszystko, żeby cię ochronić, ale problem w tym, że nie chcesz współpracować i właśnie tym sposobem przyciągasz kolejne kłopoty. Zdecyduj w końcu, po której stoisz stronie.
Po tej wyczerpującej wypowiedzi, chłopak wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą ze swoimi myślami. Na prawdę wzięłam sobie do serca to, co powiedział. Co do Ashtona, miał rację... Nie mogłam tego dłużej ukrywać przed bratem. Niestety, niemożliwe, żeby jego reakcja była pozytywna.
Mad, no dalej, myśl co zrobić z tym fantem...
Głowiłam się tak bardzo, że aż ponownie poczułam ból w czaszce. W końcu postanowiłam, że po prostu mu o tym powiem. Ukrywanie tego, że tak długi czas może równać się z kłamstwem.
Westchnęłam ciężko, po czym poszłam niepewnie do pokoju obok. Drzwi były uchylone, więc weszłam bez pukania. Ashton siedział przy biurku i pisał coś na kartce, a w uszach jak zawsze miał słuchawki. Podeszłam bliżej, bawiąc się bransoletką, którą miałam na nadgarstku, żeby uspokoić nerwy.
- Ash? - szturchnęłam go w ramię.
- Co jest, siostrzyczko? - odparł, wyłączając muzykę.
- Jest coś o czym muszę ci powiedzieć - zaczęłam.
Spojrzał na mnie znacząco, zachęcając do kontynuacji.
- Proszę, tylko nie wściekaj się na mnie - ściszyłam głos. - Ja i Zayn... my...
- Nie - syknął, odwracając głowę. - Ani mi się waż... kończyć tego zdania.
Po tych słowach, walnął pięścią w blat, a w jego oczach widziałam żywy ogień.


/Curly Angel
Przepraszam, że znowu musieliście czekać tak długo. Jeśli ktoś lubi romanse to zapraszam na mojego innego bloga  ►klik
Jeśli jesteś tu nowy, a chcesz być informowany o kolejnych rozdziałach, zapraszam do zakładki informowani

8 komentarzy:

  1. O boze Ashton sie wkurzyl oby nie poszedl do Zayna.
    Cholerny grabarz, pewnie Mad juz nie pojdzie na ten cmentarz i nie dziwie jej sie.
    Rozdzial cudowny i nie moge sie doczekac kolejnego x
    @queen_lovatoo

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny :) xx
    czekam na nexta :)
    @lost_chance_

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział!
    czekam na nexta ;)
    xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Mad powinna być z Calumem :) W ogóle Zayn mi jakoś w ogóle się nie spodobał... Ale i tak czekam na nexta :D kocham to opowiadanie :) ale mam cichą nadzieję że będą jakieś momenty Mad i Caluma xD

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja myślę ,że jednak Mad powinna być z Zaynem. Tak, czekam na nn. xD ~Camilla x

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tam bardzo lubię ten chaotyczny związek Mad i Zayn'a
    Rozdział świetny, czekan na następny!

    OdpowiedzUsuń