9.05.2014

Rozdział 4

Zayn's POV*

Razem z Louisem wzięliśmy Nialla i wpakowaliśmy do auta. Usiadłem za kierownicą i czym prędzej odjechałem. Na tylnym siedzeniu Tommo próbował udzielić przyjacielowi pierwszej pomocy. Nie mogliśmy pojechać do szpitala, bo wszystko by się wydało, zadzwoniliby po policję i trafilibyśmy za kraty. Niestety Harry'ego nie było przy nas, a to właśnie on specjalizował się w pomocy medycznej.
Cholera.
Mocniej przycisnąłem pedał gazu. Wymijałem zwinnie kolejne samochody, żeby tylko jak najszybciej dotrzeć do celu. Po kilku minutach przekroczyliśmy granicę miasta; po obu stronach drogi rozciągały się jedynie pola i lasy.
Zerknąłem w lusterko, żeby zobaczyć co dzieje się z tyłu. Niall był cały we krwi.
- Cholera, Louis pomóż mu! - warknąłem.
- Staram się, kurwa!
Blondyn jęczał z bólu, zaciskając przy tym zęby.
W oddali zauważyłem dom i odetchnąłem z ulgą. Jeszcze tylko kilka metrów. Zwolniłem i skręciłem, żeby wjechać na podjazd. Nie zwlekając zanieśliśmy Nialla do środka.
Na kanapie w salonie Harry czytał gazetę. Syknąłem znacząco, na co ten od razu zerwał się na równe nogi. Pobiegł po apteczkę i za chwilę wrócił. Delikatnie ułożyliśmy Horana na sofie; chłopak skrzywił twarz. Kiedy miałem pewność, że zaraz mu pomogą, poszedłem na górę. Bez pukania wszedłem do pokoju, w którym siedziała moja piękna Madeline. Kuliła się na łóżku, trzymając coś w rękach. Zbliżyłem się, chcąc zobaczyć co to takiego. Gdy mnie ujrzała drgnęła z zaskoczenia. Nie chciałem, żeby się mnie bała, więc uspokoiłem ją ruchem ręki. Usiadłem na skraju łóżka, na co ona jedynie bardziej się odsunęła.
- Pokaż co tam masz - poleciłem, próbując nie brzmieć jak dupek.
- Nie - syknęła.
- Kurwa, pokaż to!
Bez zastanowienia wyrwałem to coś z jej dłoni. Był to jedynie zwykły zeszyt. Prychnąłem zawiedziony; liczyłem na jakiś bardziej wartościowy skarb. Odrzuciłem go w jej stronę, po czym wstałem. Podciągnąłem rękawy bluzy i spojrzałem na dziewczynę.
- Chcesz stąd iść? - zapytałem, a ta w odpowiedzi skinęła głową. - To chodź.
Niepewnie zeszła z łóżka, zachowując dystans między nami. Nie mogłem pozwolić na to, żeby uciekła, więc chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem za sobą. Syczała pod nosem i coś mamrotała, ale kompletnie jej nie słuchałem. Na dole Harry wciąż zajmował się raną, ale wyglądało to zdecydowanie lepiej niż kilka minut temu. Skinąłem głową na kumpli i ruszyłem w kierunku drzwi frontowych.
- Hej, gdzie ty ją wleczesz? - warknął Louis niespodziewanie.
- Zamknij mordę - odepchnąłem go. - Zabieram ją stąd i bez dyskusji.
Wypchnąłem Madeline z domu, prowadząc do auta. Trochę się opierała, ale w końcu siłą wepchnąłem ją na miejsce pasażera. Gdy usiadłem za kierownicą od razu zatrzasnąłem drzwi, żeby nie uciekła. Skrzyżowała ręce na piersi, przez co wyglądała jak obrażona czterolatka. Na ten widok nie mogłem nie wybuchnąć śmiechem. Patrzyła na mnie spode łba, ale nie zwracałem na to szczególnej uwagi. Nachyliłem się nad nią, żeby zapiąć jej pas. Wtedy poczułem cholernie słodki zapach perfum, którymi spryskała szyję. Miałem ogromną ochotę ją pocałować, ale pokręciłem głową, odganiając te myśli. Włożyłem kluczyk do stacyjki i chwilę później jechaliśmy po drodze, prowadzącej do miasta.
- Gdzie jedziemy? - zapytała nieśmiało.
- Zawiozę cię do domu - posłała mi pytające spojrzenie. - Oczywiście jeśli chcesz.
- Jasne, że chcę.
- To świetnie, bo póki co to jesteś tylko jednym wielkim wrzodem na moim tyłku. Wrócisz spokojnie, ale pod jednym warunkiem. Nie możesz nikomu powiedzieć o tym, co zobaczyłaś. Jeśli się dowiem, że komuś szepnęłaś cokolwiek to cię zabiję.
Kątem oka zobaczyłem przerażenie na jej niewinnej twarzy. Mimo to skinęła głową, przystając na mój warunek. Ma szczęście.
Podała mi adres, po czym zawiozłem ją pod same drzwi.
- Jest ktoś w domu? - zwróciłem się do niej.
- Pewnie mój brat - odparła.
Ponownie się nad nią nachyliłem, tym razem aby odpiąć pas. Na pożegnanie pocałowałem ją za uchem. Najwyraźniej się tego nie spodziewała, bo odskoczyła ode mnie jak oparzona. Odblokowałem drzwi i zaraz potem już jej nie było.


Calum's POV*

Pokój Ashtona był poobklejany plakatami najróżniejszych rockowych zespołów; zawsze lubiłem na nie patrzeć. Kiedy przyjaciel mi coś zawzięcie tłumaczył, nagle usłyszałem trzask drzwi. Przyciszyłem go ruchem ręki, na co on tylko zmarszczył czoło, unosząc brew.
- Co jest? - zapytał.
- Ktoś idzie - odpowiedziałem krótko.
Wtedy moich uszu dobiegło skrzypienie; osoba ta wchodziła po drewnianych schodach. Odgłos kroków był coraz głośniejszy. Wpatrywałem się w klamkę, która niespodziewanie się poruszyła. Do pokoju zajrzała nieznajoma, ale bardzo ładna dziewczyna. Na jej ramiona opadały długie brązowe włosy.
- Cześć - przywitała się.
- Hej, Mad - odparł Ashton. - Czemu tak późno wróciłaś?
- Byłam z koleżanką na mieście.
Po tych słowach brunetka wyszła, zostawiając uchylone drzwi. Pospiesznie do nich podszedłem, żeby je zamknąć; nie chciałem, aby ktokolwiek słyszał naszą rozmowę.
-Kto to był? - szepnąłem do przyjaciela.
- Moja siostra, Madeline.
Więcej o nią nie pytałem, a Ash wrócił do swojego monologu. Jednak w myślach wciąż miałem piękne, błękitne oczy dziewczyny. Jak to się stało, że nie wiedziałem o jej istnieniu? Czemu kumpel nigdy o niej nie wspominał? Taka śliczna...
- Gorąco ci? - głos Ashtona wyrwał mnie z zamyślenia.
- Co? - ta troska zdecydowanie mnie zaskoczyła.
- Masz wypieki na twarzy.
Zarumieniłem się? Cholera... Spuściłem głowę i odchrząknąłem znacząco. Jakaś dziewczyna nie może mi teraz zaprzątać myśli; mam ważniejsze sprawy na głowie.
- Calum! - syknął nagle Irwin. - Słuchaj mnie, do diaska.
- Tak, tak. Już słucham - próbowałem się otrząsnąć.
Już spokojnie. Głęboki wdech. Zapomnij.
- Masz pistolet? - niespodziewane usłyszałem pytanie.
- Mam - odparłem, klepiąc się po biodrze.
Poczułem pod dłonią moją spluwę. Z nią czułem się o wiele bezpieczniej, nawet jeśli nie była naładowana.
Przyjaciel spojrzał na mnie spode łba, ale nie miałem pojęcia o co mu chodzi. Próbowałem sobie przypomnieć co mówił wcześniej, gdy nie słuchałem. Zdaje się, że wspominał coś o Luke'u.
- Co mówiłeś? - spasowałem w końcu.
- Kurwa... Ogarnij się! Mówiłem, że musimy im się odpłacić za to, że do niego skakali. Nie mają prawa go tykać.
W odpowiedzi skinąłem głową. Momentalnie wzburzyła we mnie złość. Ktoś zaczepiał naszego kumpla, więc trzeba będzie im oddać. Miałem ochotę z marszu odstrzelić im łby. Ciekawe, który z tych frajerów chciał coś od Luke'a. Wiecznie nie załatwione sprawy...
- Nasz kochany Lucas nie potrafi używać broni - zakpił Ashton. - Postrzelił Horana, a miał go tylko nastraszyć.
- Gdzie jest Luke?
- Pewnie u siebie, a co?
Pokiwałem przecząco głową i machnąłem na to ręką. Zapewne blondasek oberwał, bo na to zasłużył. Frajer.
- Skoro wymierzył w niego kulkę to chyba już nie musimy się odpłacać? - wtrąciłem.
- To jest wieczna walka, kolego. Pamiętaj o tym.


Madeline's POV*

Po przywitaniu się z bratem, wróciłam do swojego pokoju. Cisnęłam torbę w kąt, a szkicownik włożyłam pod poduszkę, gdzie był bezpieczny. Zawahałam się, po czym podeszłam do lustra. Bałam się spojrzeń na twarz w odbiciu. Jednak gdy uniosłam powieki zobaczyłam to co zawsze; nic nadzwyczajnego, może poza potarganymi głosami. Podciągnęłam rękawy bluzy; tam już nie było tak kolorowo. Ręce w wielu miejscach pokrywały mniejsze i większe siniaki. Przejechałam palcami od nadgarstka po łokieć i syknęłam z bólu. Nawet najlżejszy dotyk sprawiał mi ogromny ból. Nigdy wcześniej nie byłam tak potłuczona. Kilka zagubionych łez spadło na podłogę. Szybko otarłam twarz. Wtedy poczułam jak bardzo jestem głodna. Zbiegłam na dół po schodach, żeby przygotować sobie coś do jedzenia. Nagle usłyszałam głos brata, a później kroki.
- Po prostu z nim pogadaj - syknął Ashton.
Zaciekawiona wychyliłam głowę z kuchni. Zobaczyłam kolegę brata, a ten zapatrzył się na mnie (?), przez co wpadł na drzwi. Odruchowo zaśmiałam się pod nosem. Otrząsnął się i palcami przeczesał czarne włosy.
- Pogadam - odparł chłopak.
- Dobra, to do zobaczenia - pożegnał go Ashton, po czym otworzył mu drzwi.
Potem wszedł do kuchni i oparł się o blat, na którym robiłam kanapki. Podkradł mi kawałek ogórka i zaczął go jeść.
- Kto to? - zapytałam.
- Mój kumpel, Calum - odparł z pełną buzią. - A co?
- Po prostu pytam. Chcesz?
Przesunęłam talerz z kanapką w jego stronę. Skinął głową i wziął jedzenie do ręki. Zauważyłam, że kątem oka spogląda na mój odsłonięty nadgarstek. Też na niego popatrzyłam - siniak. Szybko wzięłam swoją kanapkę i poszłam na górę do pokoju. Brat nie mógł się o niczym dowiedzieć, bo przecież Zayn by mnie zabił... Na samą myśl o tym przeszły mnie dreszcze. Wyobraziłam sobie jego piwne oczy, patrzące na mnie z nienawiścią. W ręku pistolet wymierzony w środek mojego czoła.
Potrząsnęłam głową, żeby odgonić te mroczne myśli. Usiadłam na łóżku, wyciągnęłam zeszyt spod poduszki i zaczęłam rysować obrazy, pojawiające się w mojej głowie.
Usta.
Dlaczego narysowałam usta? A może bardziej, dlaczego narysowałam JEGO usta?
Tym razem nie hamowałam łez, które spływały mi po policzkach. Jak mogłam być spokojna? Jacyś psychole z gangu mnie pobili, a potem uprowadzili do jakiegoś przeklętego lasu.
Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co się wydarzyło, ukryłam twarz w dłoniach i płakałam; nie mogłam przestać.
Co oni ze mną zrobili?Czy Zayn też jest taki sam jak oni?


/Curly Angel
Nowa współautorka:) Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej > klik

6 komentarzy:

  1. Zapowiada się naprawdę fajne i ciekawe opowiadanie.
    Super rozdział, nie mogę się doczekać następnego :)
    Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział. :)

    zapraszam do siebie: http://aslongasyouloveme-pl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne rozdziały, na pewno będę tutaj zaglądać pisz dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Domi Domi Domi to jest.....zajebiste szkarbie jak zwykle wszystko perfekcyjne haha:-D ale wiesz tak pisać na matmie i nie słuchać pani oj nie ładnie oj nie ładnie haha ale ćiii haha
    love u:-*

    OdpowiedzUsuń
  5. wow *-*
    zapowiada sie świetnie :)
    czekam na nexta *-*
    @fallen_warrior_

    OdpowiedzUsuń